Wojciech Grodzki to kolejna ze znanych postaci ze środowiska żużlowego, która zmarła w 2020 roku. Był sędzią żużlowym i synem Andrzeja - działacza Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM). Przez lata sędziował zawody cyklu Grand Prix. Był też etatowym sędzią w PGE Ekstralidze. - Wojtek od małego jeździł na zawody żużlowe, w kraju i poza granicami. Poświęcił się sędziowaniu na torach, czym sprawiał dużą radość rodzicom, kibicom. Polskie tory, potem zagraniczne, był arbitrem międzynarodowym, prowadził sprawnie prestiżowe turnieje, mecze. Był doceniany nie tylko z racji poważania dla ojca Andrzeja, który był i jest działaczem Międzynarodowej Federacji Motocyklowej(FIM) - mówi Adam Jaźwiecki. Grodzki przegrał jednak z chorobą, z którą walczył przez długi czas. - Ciężkie choroby, losowe przypadki fatalnie zrujnowały jego młody organizm. Nie dał rady. Umarł nagle i zostawił rodziców w głębokiej żałobie. Speedway był w nim na całego, rodzinna "skaza", poza pracą zawodową, sport był żywiołem, być może tak silnie i aż za mocno, że trochę zaniedbywał zdrowotne sygnały. 54 lata, młody wiek - polski, międzynarodowy speedway stracił fachowca, może nieszukającego rozgłosu, gdyż był spokojnym, cichym, zrównoważonym "obywatelem" tego środowiska. Był bardzo przywiązany do swojego, sportowego towarzystwa, znał się na rzeczy i do końca życia wytrwale, mimo dolegliwości, służył wiernie żużlowi, który tak pokochał. Walczył, nie poddawał się! Z ambicjami do mety, która nagle się zjawiła. Szok - dodaje dziennikarz. Wojciech Grodzki zza pulpitu sędziowskiego zniknął w 2018 roku. Poświęcił się wtedy walce z chorobą i powrocie do zdrowia. Tę walkę przegrał. Bez wątpienia zapamiętamy go jako jednego z najbardziej rozpoznawalnych w historii sędziów w polskim żużlu. Tylko nieliczni dosięgają zaszczytu prowadzenia zawodów z cyklu Indywidualnych Mistrzostw Świata. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!