W żużlu najczęściej jest tak, że w kadrach narodowych tak czy inaczej nie dochodzi do jakichś wielkich zmian w porównaniu do poprzednich lat. Chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie polskiej drużyny bez Bartosza Zmarzlika, Macieja Janowskiego, Patryka Dudka czy Dominika Kubery. Mało kto także widziałby np. Danię bez Michelsena, Madsena czy Thomsena. Raczej rzadko pojawiają się totalnie nowi żużlowcy. W piłce jest inaczej, bo tam co chwilę wyskakuje ktoś zdolny, kto może wspomóc kadrę narodową. Fakty są jednak takie, że powoływanie już zimą grupy zawodników, która ma reprezentować kraj wydaje się lekko bez sensu. To patrzenie jedynie na nazwiska, które sprawdzały się w latach ubiegłych. Nawet największym zdarzają się jednak katastrofalne sezony. Fatalnie rok temu jechał Piotr Pawlicki. Koszmarny sezon 2020 miał jego brat. Jarosław Hampel kilka lat temu na parę tygodni dosłownie zapomniał, jak się jeździ na żużlu. Kryzysy dopadały nawet Tomasza Golloba. Pora zacząć powoływać na konkretne turnieje? Wybrani spośród powołanych do kadry reprezentacji Polski zawodnicy będą bronić biało-czerwonych barw w najważniejszych turniejach sezonu 2022. Te jednak odbędą się późnym latem. Tak naprawdę więc zagadką jest forma danego żużlowca. Można niemal w ciemno założyć, że swoje będzie jechał Bartosz Zmarzlik, ale reszta to znak zapytania. Znalezienie odpowiedniego żużlowca do pary z mistrzem świata już w latach poprzednich łatwe nie było. Co jasne, mogą także pojawić się kontuzje. Dudek, Kubera, Janowski, Przedpełski i Zmarzlik - to kadra Polski na sezon 2022. Zdarzały się sezony, w których niemal każdy żużlowiec łapał mniejszy lub większy uraz. Czy biorąc pod uwagę takie sytuacje, nie lepiej byłoby rozważyć powołania np. dwa tygodnie przed danymi zawodami? Wówczas mielibyśmy zdecydowanie większą pewność, że wskazany zawodnik rzeczywiście będzie w stanie reprezentować kraj.