Martin Vaculik, Daniel Bewley, Robert Lambert - tych trzech zawodników rywalizowało w sobotę w słowackiej Żarnowicy. Patrząc na listę startową trudno się dziwić, że uczestnicy tegorocznego cyklu Grand Prix zajęli trzy czołowe lokaty, bo wszyscy rywale byli z niższej półki. Wszak nie rywalizują oni w Indywidualnych Mistrzostwach Świata, jak wspomniana trójka. Zawodnikom trudno się dziwić, że korzystają z regulaminowej możliwości. W cyklu utrzymuje się obecnie tylko sześciu zawodników, więc żeby zostać w elicie na kolejny rok, trzeba się naprawdę mocno postarać. Zamiast liczyć na stałą dziką kartę od organizatorów, lepiej wziąć sprawy w swoje ręce i rywalizować w kwalifikacjach. Nie można jednak nazwać tego inaczej, niż mianem absurdu. Trudno sobie przecież wyobrazić sytuację, w której Arged Malesa Ostrów Wielkopolski, outsider tegorocznej PGE Ekstraligi, rywalizuje jednocześnie w eWinner 1. Lidze, walcząc o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. A taką sytuację mamy w przypadku Grand Prix - Vaculik, Bewley i Lambert walczą o utrzymanie startując w Indywidualnych Mistrzostwach Świata, a jednocześnie próbują do cyklu awansować z kwalifikacji. To też pewna niesprawiedliwość wobec zawodników niejeżdżących w Grand Prix - oni mają mniej możliwości znalezienia się w elicie. Zakaz startów w eliminacjach do Grand Prix rozwiązaniem problemu? Co można z tym fantem zrobić? Najprostszym rozwiązaniem wydaje się zablokowanie udziału zawodników rywalizujących w Grand Prix w kwalifikacjach do przyszłorocznego cyklu. To jednak pójście na łatwiznę, które mogłoby być krzywdzące dla najlepszych zawodników świata, gdy tak mało miejsc w IMŚ jest premiowanych pozostaniem w elicie. Zablokować ich start w kwalifikacjach można, ale powinien być to jeden z elementów pakietu reform. Przede wszystkim należałoby zmienić liczbę zawodników utrzymujących się w cyklu. Niezależnie, czy w danym roku utrzymuje się czołowa szóstka (tak jest teraz), czy ósemka (tak było wcześniej), pierwsza dziesiątka może być w zasadzie pewna pozostania, bo dostanie stałą dziką kartę. Po co więc zabawa z dzikimi kartami? Lepiej byłoby jasno określić, że w cyklu zostaje czołowa dziesiątka. Do obsadzenia wtedy pozostaje pięć miejsc. Jedno trafia do Indywidualnego Mistrza Europy z poprzedniego sezonu, trzy dla najlepszych zawodników Grand Prix Challenge i zostaje jedno miejsce dla stałej dzikiej karty. Prosto, przejrzyście i uczciwie.