- Cel jest jasny. Chcemy powrócić do elity - mówił po sezonie prezes i właściciel klubu, Tadeusz Zdunek, na spotkaniu ze sponsorami. Problem w tym, że chętnych jest wiele innych zespołów na czele ze Stelmet Falubazem Zielona Góra i Abramczyk Polonią Bydgoszcz. Wybrzeże w końcu gotowe na PGE Ekstraligę? W środowisku mówi się, że pod względem organizacyjno-finansowym gdańszczanom do elity już niewiele brakuje. W tegorocznym sezonie faktury wystawiane przez zawodników, regulowane były na bieżąco, co nie było normą w poprzednich sezonach. O swoje pieniądze za starty w sezonie 2020 upominał się ostatnio chociażby Peter Kildemand, wszystkich należnych środków nie dostał też np. reprezentujący Wybrzeże w 2017 roku Troy Batchelor. Niezależnie jednak od stanu klubowej kasy, efekt od lat jest taki sam. Drużyna nawet nie może się zbliżyć do elity. W tym roku rywalizację zakończyła na półfinale play off, przegranym z Cellfast Wilkami Krosno. Rok wcześniej, gdy rozegrano tylko sezon zasadniczy, też skończyła go na czwartym miejscu. To i tak postęp, bo sezony 2018-2019 kończyły się jeszcze większym rozczarowaniem (odpowiednio: szóstym i piątym miejscem). Wtedy mieli PGE Ekstraligę na wyciągnięcie ręki Tak naprawdę na wyciągnięcie ręki elitę gdańszczanie mieli tylko raz, w 2017 roku. Wówczas w finale Nice 1.LŻ szyki pokrzyżował im deszcz. Po 12. biegach prowadzili bowiem z Unią Tarnów 40:32 i mieli dużą szansę powiększyć tę przewagę w trzech ostatnich wyścigach. Nie było im to jednak dane, a w rewanżu w Tarnowie nie obronili 8-punktowej przewagi i przegrali 40:50. Nadzieje jeszcze raz zostały potem rozbudzone w barażach o prawo startu w PGE Ekstralidze. W Toruniu Zdunek Wybrzeże przegrało tylko 43:47 i zapachniało sensacją. Skończyło się jednak klęską na własnym torze 40:50 i skandalem, bo Kacper Gomólski ujawnił, iż jeden ze sponsorów toruńskiej drużyny próbował go przekonać finansowo do celowego odpuszczenia meczu. Poza Gomólskim trzon gdańskiego zespołu stanowili wówczas: Anders Thomsen, Troy Batchelor i Mikkel Bech. Dziś żadnego z nich nie ma już w Gdańsku i to jest chyba klucz do przyczyny gdańskich niepowodzeń. Działacze w kolejnych latach zbyt łatwo odpuszczali tych, którzy w ich ekipie błysnęli, jak Thomsen czy Mikkel Michelsen, nie mając po prostu finansowych argumentów, żeby zatrzymać gwiazdy. W efekcie opierali zespół na zawodnikach chimerycznych. Gwiazdy Kułakowa i Jamroga w Gdańsku przyblakły Przed sezonem 2021 próbowano to zmienić. Prezes Tadeusz Zdunek zaszalał na transferowej giełdzie. Do drużyny dołączyli: drugi najskuteczniejszy zawodnik I ligi w sezonie 2020 - Wiktor Kułakow oraz ekstraligowcy: Jakub Jamróg i Michał Gruchalski. Drużyna z miejsca stała się jednym z głównych faworytów do awansu. Wydawało się, że takie "strzelby" po prostu nie mogą zawieść, a jednak im też przytrafiła się huśtawka formy. Średnia Kułakowa spadła z 2,361 do 2,167 pkt/bieg. Jamróg zamiast gwiazdą ligi, okazał się ledwie jej 14. zawodnikiem pod względem skuteczności, a Michał Gruchalski mający być wzmocnieniem na pozycji U24, okazał się najsłabszym ogniwem zespołu - średnia 1,136 pkt/bieg. Po sezonie nerwowych ruchów nie wykonano. Szybko ogłoszono, że Kułakow z Jamrogiem oraz Rasmus Jensen będą także liderami drużyny w sezonie 2022. Nie dokonano też żadnych kolejnych spektakularnych transferów. Zamiast Krystiana Pieszczka, który chciał zmienić otoczenie sprowadzono tylko Adriana Gałę, a Gruchalskiego wymieniono na znacznie skuteczniejszego (1,5 pkt/bieg) Wiktora Trofimowa. To sprawiło, że o gdańszczanach w kontekście szans w przyszłorocznych rozgrywkach jest bardzo cicho. Po raz pierwszy od lat nie są wymieniani w roli faworytów. Ba, są tacy, którzy widzą ich w gronie drużyn walczących o utrzymanie. Bez presji będzie łatwiej? Paradoksalnie taka jazda bez presji może im tylko pomóc, a drużyna oparta na trzech liderach: Kułakowie, Jamrogu i Rasmusie Jensenie, wsparta Gałą, Trofimowem oraz Kamilem Marcińcem, mającym swoją ostatnią młodzieżową szansę na zaistnienie w dorosłym żużlu, ma naprawdę potencjał by stać się "czarnym koniem" I-ligowych rozgrywek. Tym bardziej, że zmienił się system rozgrywek. W play-offach wystąpi aż sześć pierwszoligowych zespołów i o awansie nie zdecyduje równa forma z całego sezonu, ale jej szczyt zbudowany na jeden (ostatni) miesiąc rozgrywek.