Dariusz Ostafiński, Interia: Kiedy dowiedział się pan, że Marek Grzyb, poprzedni prezes Stali, został aresztowany? Waldemar Sadowski, prezes Stali Gorzów: W dniu, w którym to się stało. I chyba nie muszę dodawać, że to spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba. Nie miał pan żadnych przecieków? Komunikat prokuratury w sprawie prezesa ukazał się 9 czerwca, ale on sam został zatrzymany dwa dni wcześniej. Pan nie szukał z nim kontaktu w tym czasie, nie dziwił się, że nie można się do niego dodzwonić, że zapadł się pod ziemię? - Nie miałem żadnych sygnałów. Szykowałem się na zebranie zarządu zaplanowane na 9 czerwca, tam się mieliśmy spotkać z prezesem Markiem. To spotkanie się jednak nie odbyło. Dostałem informację od kolegi z Poznania, członka zarządu, że zebrania nie będzie. Napisał dlaczego? - Nie napisał, o co chodzi. To była krótka informacja w stylu: dziś nie przyjedziemy. Tyle. Pan nie był ciekawy, o co chodzi? - Takie zmiany terminów bywały wcześniej i nie było to nic nadzwyczajnego. Zanim zdążyłem się zainteresować powodem odwołania, prokuratura poinformowała o zatrzymaniu prezesa. I co? - Szok. Myśli kłębiły się w głowie. Szybko zeszło na klub, że trzeba się zorganizować, bo środek sezonu. A słysząc o zatrzymaniu, nie bał się pan, że to właśnie o Stal chodzi? - Nie miałem żadnych obaw. Od później jesieni 2020 byłem w zarządzie, wiem co się od tamtego czasu działo, więc tym się nie martwiłem. Zresztą szybko okazało się, że mam rację, bo prokuratura za pośrednictwem mediów w końcu podała zarzuty. Hurtownia faktur i pranie brudnych pieniędzy przez internetowy kantor. - No właśnie. A to prawda, że tuż przed zatrzymaniem prezesa pan i wiceprezes Daniel Miłostan chcieliście zrezygnować ze swoich funkcji? - Nie ukrywam, że każdy z nas miał swoją koncepcję na zarządzanie klubem. One nie były jednakowe. Na zarządzie mieliśmy ostre dyskusje. I tak to prawda, że po głowie chodziła mi taka myśl, że może trzeba będzie zrezygnować. Wtedy jednak wyszła ta informacja z prokuratury i wszystko się zmieniło. Były już członek rady nadzorczej Remigiusz Turek pisał w mediach społecznościowych, że prezes Grzyb przyniósł pana do klubu w teczce, a pan o kłótniach na zarządzie mówi. - To już by trzeba pana Turka pytać, co miał na myśli. Faktem jest, że do zarządu powołał mnie pan Marek Grzyb. Inna sprawa, że nie czuję się człowiekiem przyniesionym w teczce. Wróćmy do tamtego feralnego dnia. Prezesa zatrzymali i co dalej? - Wiedzieliśmy, że sprawa jest bardzo poważna. Ja nie chcę cytować tytułów, jakie ukazywały się w mediach. Jasne, że zatrzymanie nie miało związku ze Stalą, ale klub obrywał rykoszetem. Musieliśmy błyskawicznie zareagować i podjąć decyzję, kto przejmuje stery. I wtedy powiedzieli: Waldek, ty zostaniesz prezesem? - Może nie aż tak, ale kiedy dyskusja się zaczęła, to wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Zgodziłem się, choć wiedziałem, co mnie czeka. Od tamtego "tak" nie mam praktycznie wolnej chwili dla siebie. Pan zostaje prezesem i robicie listę pilnych spraw do załatwienia. - Można tak powiedzieć. Na początku skoncentrowaliśmy się na uspokojeniu sytuacji wewnątrz i na zewnątrz klubu. Chodziło o to, żeby zapewnić pracowników, że wszystko będzie biegło swoim rytmem. To zatrzymanie miało miejsce dzień, dwa przed wypłatami. Ludzie byli zaniepokojeni, ale uspokoiliśmy sytuację dotyczyło to także interesów zawodników. A był na liście punkt: czyszczenie klubu z ludzi Grzyba? - Nie było czarnej listy ludzi, których trzeba się pozbyć. Miałem plan na zespół ludzi, ale to nie tak. To dlaczego tak szybko pracę stracił dyrektor Tomasz Michalski, prawa ręka prezesa Grzyba. - To się stało po Grand Prix, a więc kilkanaście dni po moim przyjściu. Mieliśmy okazję długo z panem dyrektorem pracować, poznałem jego styl. Powiem tak, że w każdej firmie, w każdym biznesie, trzeba to robić z ludźmi, do których ma się przekonanie. Czyli? - Czyli, że dyrektor Michalski nie wpisywał się w koncepcję. Rozumiem, że czytał pan, że dyrektor Michalski zlecał kibicowskiemu fanpage’owi Stali atakowanie osób, z którymi nie było po drodze jemu i prezesowi Grzybowi. - W ogóle w te obszary nie wchodziłem. Wiedziałem ogólnie, że jest dużo zamieszania, ale nie miałem pojęcia, kto i za czym stoi. Koniec końców próbowałem to uspokajać, mówić, że to niepotrzebne. Dyrektor Michalski ani prezes Grzyb nigdy nie przyznawali , że w czymś takim brali udział. Teraz to już bez znaczenia. Według mnie to jednak ma znaczenie, że klub miał swoją szczujnię. - No dobrze, to ma znaczenie, ale ja skupiłem się na tym, żeby pracować nad odbudowaniem wizerunku. Na wstępie powiedziałem, że dla dobra Stali trzeba pewne sprawy zakończyć. To wróćmy do tego czyszczenia Stali z ludzi kojarzonych z byłym prezesem. Pan mówi: czyszczenia nie było, ale ich już nie ma. - Część z nich sama zrezygnowała, rozumiejąc powagę sytuacji. A tym którzy tego nie zrobili daliśmy do zrozumienia, że klubowi jest z nimi nie po drodze. Pewne rzeczy trzeba było zakończyć, odciąć się grubą kreską. Wie pan, że jeszcze przed grudniową decyzją sądu o przedłużeniu aresztu dla byłego prezesa o trzy miesiące mówiło się, że on może wrócić do Stali. - Nie wyobrażam sobie tego. Prezes Grzyb to już historia Stali, teraz piszemy nowy rozdział. A spotka się pan jeszcze kiedyś z panem Grzybem? Porozmawia z nim? - Oczywiście, że tak. Jeśli by tego chciał. Ja mu cały czas życzę sprawiedliwości. Wyroki nie zapadły, a ja nie mam takiej wiedzy o tej sprawie, by mówić, jak to się może skończyć. Prezes Grzyb pojawił się w trudnym dla Stali momencie i dołożył swoją cegiełkę do budowy tego klubu. Popełniał też błędy, ale ja byłem obok i jestem od tego, żeby z tych błędów wyciągnąć wnioski. Dlaczego zniknął prezes honorowy Władysław Komarnicki? Za prezesa Grzyba było go wszędzie pełno. - Nie zniknął. Cały czas jesteśmy w kontakcie. Może ma dużo obowiązków, dlatego jest go mniej. Zapewniam jednak, że prezes honorowy doradza i jest aktywny. A podobało się panu, jak powiedział, że on na mecze ligowe z drużynami mających Rosjan nie przyjdzie? Strach pomyśleć, co by było, jakby kibice go posłuchali. Dziura w budżecie gotowa. - Każdorazowo podkreślam, że każdy ma prawo do swojej opinii. Media to nagłaśniają lub wyciszają, a ja tego nie będę komentował. Też mam swoje zdanie na temat powrotu Rosjan, ale zachowam je dla siebie. Chciałbym zapytać o gaszenie pożaru wśród zawodników. Na pierwszy ogień po zatrzymaniu prezesa Grzyba poszedł Bartosz Zmarzlik. - To było 48 godzin po zatrzymaniu. Pojechałem do niego, żeby z pierwszej ręki on i jego team mogli usłyszeć, że to nie chodzi o Stali, że klub nie będzie miał przez to problemów. Uspokoiliśmy nastroje. To samo stało się w przypadku innych zawodników. Tylko do Martina zadzwoniłem i odbyłem długą rozmowę telefoniczną, w trakcie której wszystko sobie wyjaśniliśmy. Bardzo dużo na siebie w tym momencie wziął również wiceprezes Daniel Miłostan. W sumie pierwsze dwa tygodnie były pod tym względem bardzo pracowite. Proszę powiedzieć coś więcej o rozmowie ze Zmarzlikiem? - Była sympatyczna i to trzeba podkreślić. My jesteśmy na takiej stopie, że mogłem mu dać na weselu taki prezent, jaki mu dałem, czyli symboliczny bilet powrotny z Lublina do Gorzowa. Znamy się wiele lat, byłem jednym z pierwszych sponsorów Pawła, brata Bartka. Jesteście w dobrych kontaktach, ale Bartek odszedł. - Te decyzje zapadły wcześniej. Nie było odwrotu. Kiedy dowiedziałem się, że Bartek odchodzi, to zrobiliśmy wszystko, żeby to szybko upublicznić, żeby emocje opadły i żebyśmy mogli skupić się na play-off. Udało mi się przekonać Bartka, że tak trzeba, że info musi iść w świat, bo to nam pomoże. I tak się stało. Mieliśmy wolną głowę. Bartek po tamtej decyzji robił blisko 20 punktów w meczu. Zna pan powody odejścia Zmarzlika? Poza tymi, o których wspomina on sam. - Nie, nic więcej nie wiem. A jak Zmarzlik mówił "musimy od siebie odpocząć", a także że wróci, jak pewne sprawy zostaną załatwione, to pan nie zapytał, o co mu chodzi. - Dołożę wszelkich starań by uregulować sprawy , o których mowa, a reszta jest w gestii Bartka. Pozostajemy w dobrych stosunkach, a rzeczą naturalną jest to, że on tu kiedyś wróci. Jest stąd, jest ze Stali i zawsze to podkreślał. Z tego biletu na ślubie był zadowolony? - To nie pytanie do mnie. Moją rolą jako prezesa jest korzystanie z nadarzających się okazji. Prezes Motoru Jakub Kępa był zły? - Nie, wręcz przeciwnie. Zdjęcia, jakie pokazaliśmy w mediach społecznościowych, nie oddają tej chwili, ani atmosfery, jaka wtedy była. Ten bilet świadczy naprawdę tylko o tym, że jesteśmy blisko, że mamy dobre relacje. Było dużo śmiechu. Od razu wyjaśnię, że osobie, której dobrze nie znam, nie dałbym takiego biletu. W przypadku Bartka i relacji, jakie mamy, mogliśmy sobie na to pozwolić. Czuje się pan bohaterem, człowiekiem, który przeprowadził Stal przez ciemną dolinę? - Nie czuję się bohaterem. Czuję się zapracowany. Musiałem się przeorganizować, sto procent dać klubowi. To, co widać na zewnątrz, to wierzchołek góry lodowej. Za mną pół roku z finałami, budową nowego składu, sztabu i nie tylko. Wielu rzeczy nie widać, ale zapewniam, że przez te sześć miesięcy wiele się wydarzyło. Nie boi się pan, że wypadnie jakiś trup z szafy? - Nie boję się. Prokuratura w Gorzowie bada sprawę źle rozliczonej dotacji miejskiej na Stal. - Ta sprawa jest ciągle w toku, a ja marzę o tym, żeby to się skończyło. Trupa się nie boję. Obawiam się natomiast tego, że może być znów jakieś wizerunkowe tąpnięcie. To na koniec zapytam, czy nie boi się pan tego, że Stal spadnie? Nie ma Zmarzlika, wymienia się was w tej słabszej czwórce drużyn. - Unia Leszno rządziła kiedyś w lidze, bo miała zbilansowany skład. Po odejściu Bartka zmieniliśmy koncepcję. Nie postawiliśmy na spektakularne transfery, bo mieliśmy już w kadrze trzech zawodników punktujących na dobrym poziomie. Zresztą, gdyby Stal zakontraktowała Vaculika, Thomsena i Woźniaka, to mówiono by, że to super ruchy. Przedłużenie umów z nimi nie zrobiło takiego wrażenia. Skoro jednak trzon pozostał, to nie było sensu szaleć. Inwestujemy w tych, których już mamy, w ich rozwój sportowy, w sztab i wierzymy w dobry rezultat. Korzystając z okazji, chciałbym podziękować kibicom i sponsorom za wsparcie w sezonie 2022. Chciałbym też życzyć wszystkim, sympatykom "czarnego sportu" w szczególności kibicom Stali Gorzów, Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. I do zobaczenia na stadionach w roku 2023. Czytaj także: Kluby w potrzasku. Ucieka szansa na dobry zarobek