Michał Konarski, INTERIA: Mija rok od śmierci twojego przyjaciela. Mówi się, że czas leczy rany. W twoim przypadku też tak jest? Dawid Wiwatowski, były żużlowiec: Jest po prostu dziwnie. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem. Obaj nie jeździliśmy już na żużlu, więc mieliśmy sporo możliwości, by gdzieś wspólnie wyskoczyć czy coś zrobić. Teraz już tego nie ma... Jak długo znałeś Kamila? - Poznaliśmy się w szkółce żużlowej w wieku około 11-12 lat. Ja byłem osiem miesięcy starszy od Kamila. Ja jestem rocznik 1991, a bracia Pulczyńscy 1992. Od początku się z nimi trzymałem. Mieli w Polsce swój szczyt kariery, gdy ja akurat byłem w Anglii, ale kontakt był cały czas. Ostatnie cztery lata żyliśmy już naprawdę blisko. Jakim człowiekiem był Kamil Pulczyński? - Nawet gdy miał w żużlu swoje pięć minut, to bardzo nie lubił rozgłosu czy wywiadów. Cichy, raczej skryty chłopak. Stronił od szumu wokół siebie. Prywatnie był super przyjacielem, na którego pomoc mogłem liczyć o każdej porze dnia i nocy. Nawet gdy on definitywnie skończył z żużlem, a ja jeszcze próbowałem, to usiadł i pomógł przy sprzęcie, doradził. Rozmawialiśmy nie tylko o sporcie. Często jeździliśmy na basen czy na saunę, by po prostu porozmawiać. Widzieliśmy się nawet w dniu śmierci. Pisałeś w mediach społecznościowych, że tylko kontuzje zabrały mu możliwość dojścia do klasy światowej. Naprawdę taki miał potencjał? - Obaj bracia za czasów juniorskich byli bardzo obiecujący. Jedna z lepszych par w lidze. Kontuzje Kamila nie omijały, mógł zajść znacznie wyżej. Skończył się jednak wiek juniora, a w Toruniu gdy nadchodzi ten moment, to przestajesz być potrzebny. Trudno się przebić w seniorskim sporcie. Kamil miał bardzo poważne urazy, które na pewno go wyhamowały. Czy Kamil miał świadomość niewykorzystanego talentu? Mówił, że mogło się to potoczyć zupełnie inaczej, gdyby nie kontuzje? - Czasem rozmawialiśmy na temat popełnionych błędów, ale raczej za bardzo do przeszłości nie wracaliśmy. Oglądaliśmy niejeden raz Grand Prix i sobie analizowaliśmy. O naszych występach zbyt dużo nie dyskutowaliśmy. On nigdy się nie żalił na nic. Nie mówił, że ma jakiś żal czy złość na los. Wspomniałeś, że widzieliście się jeszcze w dniu śmierci. Informacja, jaką dostałeś o poranku następnego dnia musiała być więc dla ciebie absolutnym szokiem. - Zobaczyłem nieodebrane połączenie od Emila, więc oddzwoniłem. Ścięło mnie z nóg. Tylko tyle i aż tyle. Jaka jest reakcja człowieka na to, że nagle umiera jego niemal rówieśnik? Kamil był starszy ode mnie o kilka dni, od ciebie młodszy o kilka miesięcy. Nie znasz dnia, ani godziny. - Człowiek się po prostu zastanawia nad tym wszystkim. Straciłem jedną z najbliższych osób, najlepszego przyjaciela. Nigdy bym się tego nie spodziewał. Jadąc tam rano myślałem, że to jakiś głupi żart Emila. Ale on w życiu by nie zażartował z czegoś takiego. Ta szokująca informacja okazała się prawdą. Jak będziesz wspominał Kamila? - Jako świetnego kumpla na torze i poza nim. Zawsze świetnie przygotowanego perfekcjonistę. Czyste motocykle, wszystko zadbane. Straszne, że tak się to potoczyło.