Apator w Lublinie nie miał absolutnie niczego do powiedzenia. Od początku meczu gospodarze dominowali i najpewniej tylko wystawionym w biegach nominowanych młodzieżowcom Motoru, przyjezdni zawdzięczają to, że przekroczyli 30 punktów. Porażka była wkalkulowana, ale styl był wręcz żenujący. Nie za bardzo przejął się nim jednak Robert Sawina. Trener po meczu chodził wokół toru i było widać, że dobrze się bawi. Śmiał się i coś tłumaczył innym osobom. Nikt mu nie broni mieć dobrego humoru, ale po takiej porażce wypadałoby pokazać chociaż coś w rodzaju sportowej złości. - Ważne, że trener ma powody do zadowolenia. Lanie że aż wstyd, ale co tam. Kto by się martwił. Ja wiem, że ten mecz o niczym nie decydował, ale na litość boską, chociaż udawajmy że nam zależy - pisał pan Marcin. - Ja rozumiem uśmiech, jakiś miły gest. Ale Sawina był szczerze rozbawiony. Co najmniej tak, jakby ten mecz wygrał - dodał pan Krzysztof. Notowania Sawiny wciąż nie są wysokie W Toruniu obecny trener Apatora jest legendą, ale zbudował sobie to miano jeszcze w trakcie kariery zawodniczej. Jako szkoleniowiec radzi sobie różnie. Na początku sezonu mówiono, że nie potrafi postawić na swoim i tupnąć nogą. W klubie przekonywali, że to nieprawda. Na razie jednak Apator zawodzi i to obciąża także konto Sawiny. Jakby nie patrzeć ten zespół ma w składzie czterech uczestników GP. Nie można ciągle tłumaczyć porażek brakiem Sajfutdinowa. A Sawina idzie właśnie w taką retorykę.