9 czerwca 2002 roku. Nad Lesznem pada rzęsisty deszcz. Kiedy ulewa przechodzi, na tor wyjeżdżają najlepsi polscy juniorzy urodzeni w środku lat osiemdziesiątych. Stadion imienia Alfreda Smoczyka gości finał młodzieżowych indywidualnych mistrzostw kraju. Faworytem bukmacherów jest pochodzący z nieodległego Śmigla Jarosław Hampel, 20-letni reprezentant Polonii Piła. Wysoko stoją również akcje młodziutkiego tarnowianina, Janusza Kołodzieja. Miejscowi kibice najbardziej trzymają jednak kciuki za Krzysztofa Kasprzaka - 18-letniego syna miejscowej legendy, Zenona. Nikt nie spodziewał się, że zwycięstwo może paść łupem Artura Bogińczuka - szerzej nieznanego chłopca z Wrocławia. O mało co nie dojechałby on zresztą na leszczyński finał. Działacze WTS-u chwilę wcześniej grozili mu zawieszeniem za opuszczenie treningu na rzecz podróży do Szwecji w roli mechanika Roberta Dadosa. W klubie obawiano się, że kontrowersyjny zawodnik sprowadzi juniora na złą drogę. Już pierwsza seria zawodów utwierdziła siedzących na trybunach kibiców w przekonaniu, iż oglądają właśnie turniej, który na zawsze przejdzie do kanonu najbardziej pamiętnych żużlowych ścigańsk. W pierwszej gonitwie na wyjątkowo wymagającej, zlanej deszczem nawierzchni doszło do groźnego karambolu. Do szpitala odjechali Robert Miśkowiak i Łukasz Romanek. Przerwa w turnieju przedłużała się, a tor w dalszym ciągu nie przesychał. Kiedy karetki wróciły na stadion, nadszedł czas na drugi wyścig dnia. Pod płotem ustawił się Bogińczuk, a od krawężnika kolejno jego rywale: Rafał Kurmański, Łukasz Szmid i Daniel Kujawa. Wrocławianin zupełnie nie radził sobie na selektywnej nawierzchni, jechał daleko za przeciwnikami. Na jego szczęście, prowadzący Kurmański zanotował defekt maszyny. Bogińczuk przyjechał do mety z jednym oczkiem zamiast zera. Średnie to pocieszenie. Konia z rzędem temu, kto po tamtym biegu widział w nim człowieka mogącego za około dwie godziny stanąć na najwyższym stopniu podium. Frustracja w boksie Bogińczuka rosła szybciej niż ceny paliw. Okazało się, że motocykl żużlowca WTS-u nie tylko nie dawał mu prędkości, lecz również doznał sporej usterki. Podczas wyścigu zaczęła pękać mu rama. Złość wrocławianina była tym większa, że pożyczył tę maszynę od swojego kolegi z zespołu, Piotra Barona. Dzisiejszy trener Fogo Unii Leszno dysponował już wówczas silnikiem z włoskiej fabryki GM, zaś Bogińczuk nie mógł doprosić się działaczy o tak drogi sprzęt i w zawodach ligowych wciąż dosiadał starej, rozklekotanej Jawy. Kiedy jasnym stało się, że każdy kolejny wyjazd na nowoczesnym GM-ie grozi poważnym karambolem, Bogińczuk uruchomił swoją czeską szkapę. Z pewnością nie spodziewał się wówczas, że na mokrym, przyczepnym i selektywnym torze okaże się ona o wiele bardziej przydatna niż włoskie ogiery z fabryki Giuseppe Marzotto. Na swojej poczciwej Jawce Bogińczuk deklasował konkurencję. Wygrał wszystkie cztery ze swych kolejnych wyścigów, w sportowej walce pokonał wszystkich faworytów. Po ostatnim programowym biegu jasnym stało się, że Wrocław zyskał właśnie najbardziej sensacyjnego mistrza w swej historii. Jasne, spora w tym zasługa Jarosława Hampela, który został wykluczony za spowodowanie upadku w swym drugim starcie, ale tego typu zdarzenia są przecież nieodzownie wpisane w świat speedwaya. Pilanin musiał zadowolić się drugim miejscem, na które wskoczył i tak dopiero po biegu dodatkowym z Kołodziejem. Niestety, sensacyjny sukces nie przełożył się w żaden sposób na dalszą karierę Bogińczuka. Junior wciąż narzekał, że wrocławski klub nie okazuje mu koniecznego wsparcia, jego zaplecze sprzętowe wciąż było bardzo ubogie. Nigdy nie przebił się do czołówki. Po ukończeniu 22 lat zmuszony został zakończyć swoją karierę. Nie stać go było na prowadzenie działalności w ramach kontraktu zawodowego. Kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, mistrz Polski z 2002 roku wyemigrował na Wyspy Brytyjskie. Wyrobił tamtejszą licencję i odjechał nawet kilka zawodów, ale wkrótce i tam dopadły go problemy finansowe. Musiał wreszcie definitywnie zawiesić swój kombinezon na kołek. W Anglii mieszka do dziś - jest kontrolerem jakości w fabryce części samochodowych w Coventry.