Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych stał w polskim żużlu pod znakiem Rybnika. Górnik (w 1964 przemianowany na ROW) zdobywał mistrzostwo za mistrzostwem. Do kolejnych sukcesów prowadził ich atomowy wręcz duet liderów tworzony przez Andrzeja Wyglendę i zmarłego dokładnie 20 lat temu Antoniego Worynę. Wspólnie zdobyli z drużyną aż 12 złotych medali DMP. - Andrzej był skuteczniejszy w lidze, jeździł bardzo dobrze, ale to Antek miał cechę wielkiego mistrza, potrafił się skoncentrować na najważniejsze mecze i imprezy - wspomni po latach ich ówczesny rywal, Marek Cieślak portalowi polskizuzel.pl. Antoni Woryna - geniusz żużla, który wyprzedzał swoją epokę Próbę czasu zdecydowanie lepiej przetrwał właśnie drugi z nich. - Może to dlatego, że nazwisko Woryna jest krótsze i łatwiejsze do zapamiętania niż moje - żartował Wyglenda w wywiadzie dla Speedway News. Jego najbliżsi koledzy z drużyny wspominają go jako zawodnika do tego stopnia profesjonalnego, że popadającego momentami w pedantyczność (szczególnie na tle przaśnego, PRL-owskiego żużla). Klubowym mechanikom miał ciągle zlecać poprawianie najdrobniejszych detali w jego maszynie. Jak każdy geniusz wyprzedzał swoją epokę. - Pamiętam jak kiedyś trafił na świetny silnik, na którym wszystko wygrywał. I ten silnik rozsypał mu się na Złotym Kasku w Częstochowie. Strasznie wtedy płakał - mówił o nim Cieślak. - Cechowała go wielka charyzma. To była dużo większa osobowość niż Wyglenda, choć ten ostatni był w wielu przypadkach lepszy. Jednak Woryna miał to coś. Pamiętam go jako eleganta. Jako pierwszy miał jednoczęściowy kombinezon ściągnięty z Anglii. Palił też fajkę z amforą. On i Joachim Maj, także z Rybnika, przyciągali ludzi zapachem amfory do swoich boksów. Jak przyjeżdżali do Częstochowy, to każdy się obok nich kręcił, żeby choć raz powąchać. Worynę i Maja łączyło jednak coś więcej niż zamiłowanie do fajki. Obaj byli bardzo dystyngowani, nosili garnitury, byli wizytówką okręgu rybnickiego. Mieli chody u Mitręgi, który był szychą w górnictwie. Gościli w domach partii, byli oczkiem w głowie. Może dlatego Antek był trochę zarozumiały - dodawał były selekcjoner. Marek Cieślak do dziś widzi go w lustrze Nie należy jednak oceniać książki po okładce, a tym bardziej osobowości Antoniego Woryny na podstawie jego pozornego wizerunku - zadzierającego nosa eleganta z aromatyzowaną fajką. - Był też wielkim kawalarzem - zapewniał Cieślak. - Jak się na kogoś uwziął, to długo potrafił ciągnąć z niego łacha. Zwykle to polegało na tym, że wpuszczał gościa w maliny. Opowiadał głupoty z poważną miną i ani przez moment nie dał po sobie poznać, że żartuje. Dopiero jak szydło wychodziło z worka, to zaczynał się śmiać. Mówiło się, że ma angielski humor. Jak oglądał filmy z kolegami, to śmiał się wtedy, kiedy inni siedzieli w skupieniu - tłumaczył. - Teść był żartownisiem aż do przesady - potwierdza opinię selekcjonera Celina Woryna, synowa Antoniego i matka Kacpra. - Mieszkaliśmy na górze, a teściowe na dole. Pewnego razu wszedł do nas na piętro. Byłam sama, nie usłyszałam, że wchodzi i gdy się odezwał, to... aż podskoczyłam ze strachu. Potem tę moją słabość wykorzystywał i za każdym razem się podkradał - wspomina w wywiadzie dla portalu "Po Bandzie". Cieślakowi Woryna pozostawił zresztą w pamiątce nie tylko wspomnienia oryginalnych żartów i zapachu tytoniowego dymu, ale również coś znacznie bardziej namacalnego. - Antka to akurat widzę każdego dnia. Wstaję, podchodzą do lustra, a tam Woryna. Kiedyś mieliśmy karambol na memoriale Idzikowskiego. Na pierwszym łuku się zderzyliśmy i daszek jego kasku rozciął mi łuk brwiowy. Tę pamiątkę mam do dzisiaj. Kiedyś młodemu Kacprowi Worynie pokazywałem, co mi jego dziadek zrobił. Śmiał się - zdradził były szkoleniowiec, dziś ekspert telewizyjny. Mistrzostwo świata zabrane przez spisek rywali Woryna swoją jazdą wprawiał w ekstazę kibiców nie tylko z Rybnika, ale całego kraju (o ile akurat nie przyjeżdżał do ich miast na spotkanie ligowe, w których wyprzedzał lokalnych matadorów niczym slalomowe tyczki). Rybniczanin 5-krotnie był bowiem częścią drużyny, która zdobywała medale Drużynowych Mistrzostw Świata. W swoim dorobku miał 5 krążków tej bardzo prestiżowej imprezy - po 2 złote i brązowe oraz jeden srebrny. Co jednak najważniejsze, Antoni Woryna jako pierwszy Polak w historii stanął na podium IMŚ. Stadion w Goeteborgu po finale światowym sezonu 1966 i tak opuszczał jednak wyraźnie nienasycony. Po przejściu jak burza całej drabinki eliminacji, a nawet zajęcia miejsca na podium finału kontynentalnego na przeklętym dla Polaków Wembley liczył na znacznie więcej niż brąz. - Na tym, że nie zdobył złota, zaważył jeden bieg, w którym jechał z Barry Briggsem i Sverre Harrfeldtem. Oni się zmówili przeciwko Antkowi - wyrokuje Cieślak. - W pewnym momencie najechali na taśmę, co zdekoncentrowało Worynę, potem się cofnęli i błyskawicznie ruszyli do przodu. Nasz zawodnik został na starcie, ale i tak było wielkie święto - dodaje. W tamtych latach żużlowy regulamin nie znał jeszcze bowiem pojęcia "utrudniania procedury startu". Zawodnik mógł dotykać taśmy w nieskończoność, zaś w przypadku jej zerwania musiał pokryć finansowo swoją szkodę, ale nie wykluczało go to z powtórki biegu. Nie minęły 4 lata, a Woryna znów stanął na podium IMŚ. Tym razem podczas pierwszego w historii finału światego organizowanego w Polsce - na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Woryna znów cieszy kibiców Karierę zakończył po sezonie 1975, jako 34-latek. Liczne kontuzje dopadające go regularnie od czasu wrocławskiego finału coraz mocniej dawały mu w kość. Początkowo wydawało się, że miejsce Antoniego w składzie ROW-u już niedługo później zajmie jego syn - Mirosław, jednak ojciec stanowczo zabronił mu wybrania kariery żużlowca. Nazwisko Woryna powróciło do żużlowych programów o wiele później, za sprawą Kacpra syna Mirosława. Dziadek nie miał niestety okazji zobaczyć na własne oczy jego debiutu. Zmarł 14 grudnia 2001 roku, gdy jego wnuk miał dopiero 5 lat. - Pamiętam, jak kiedyś rozmawialiśmy o malutkim wówczas Kacprze. Powiedział mi wtedy: "Wiesz, chciałbym, by jeździł i osiągnął to, czego mnie zabrakło" - pisał Henryk Grzonka, dziennikarz Polskiego Radia. - Kacper podobno bardzo go przypomina pod względem techniki jazdy. Ktoś nawet zrobił porównanie ich sylwetek na podstawie zdjęć i praktycznie można było je na siebie nałożyć - powiedział z kolei portalowi "Po Bandzie" ojciec, Mirosław Woryna.