Dariusz Ostafiński, Interia: W tym roku świętuje pan 18. urodziny. Jaki prezent chciałby pan dostać? Damian Ratajczak, żużlowiec Fogo Unii Leszno: Skok ze spadochronem. To się najpewniej uda. Prawie wszystko jest już załatwione. A sportowo? - Chciałbym zostać mistrzem świata juniorów, a potem także seniorów. Chyba nie ma w tym niczego złego. Każdy chłopak w moim wieku o tym marzy. Ameryki nie odkryłem, ale pytał pan o prezent, to mówię, co chciałbym kiedyś dostać. Każdy o tym marzy, ale większość boi się głośno powiedzieć. Szacunek za odwagę. - Tak już mam. Szczery ze mnie chłopak. Pieniądze od Gortata przeznacza na rozwój Współpracuje pan jeszcze z Marcinem Gortatem, który kiedyś objął pana opieką w ramach swojej fundacji? - Tak, nadal jestem objęty opieką. Polega ona na tym, że dostaję finansowe wsparcie. Pieniądze przeznaczam na rozwój. Gortat zadowolony? - Nie wiem. Nie rozmawialiśmy o tym. Przeczytałem wywiad z panem, gdzie dużo mówił pan o swoim psychologu. To aktualna sprawa? - Tak. To już trwa dwa lata i tu się nic nie zmieniło. Mnie osobiście te rozmowy z psychologiem bardzo pomagają. Choć to nie tylko rozmowy, ale i ćwiczenia i taka indywidualna praca nad sobą. Dzięki temu wszystkiemu wzrosła moja pewność siebie. Tego mi czasem brakowało, a to ma wpływ na wynik. Jestem bardziej pewny swego niż kiedyś, ale za rok, czy dwa chciałbym powiedzieć, że ta moja pewność jest jeszcze większa niż obecnie. Ratajczak mówi to wprost: psycholog mi pomógł Rozumiem, że dwa lata temu nie powiedziałby mi pan: chcę zostać mistrzem? - Szczerze. Chyba bym nie powiedział. To też obrazuje zmianę. Ja się z tego osobiście cieszę, bo w żużlu najważniejszy jest sprzęt i głowa. Nad głową pracuję właśnie z psychologiem. I to nie tylko w trakcie sesji. To nie jest tak, że wracam do domu, zamykam za sobą drzwi i nic nie robię. Wręcz przeciwnie. Powiedział pan, że w żużlu ważna jest głowa i sprzęt. Dodałbym też, że ciało. Trener kadry Rafał Dobrucki powiedział mi, że obecnie zawodnicy wyglądają tak, że mają skórę na kości. - Tak to wygląda. Trzeba o to dbać, waga jest bardzo ważna. Trzeba mieć jak najmniej kilogramów, ale też trzeba to wszystko robić mądrze. Dlaczego junior Fogo Unii korzysta z dietetyka Pamiętam, że Janusz Kołodziej kiedyś przesadził z wagą i to się odbiło na jego zdrowiu. - Organizm przy takiej pracy nad wagą cierpi, dlatego trzeba z tym iść do specjalisty. Każdy z nas jest inny i potrzebuje indywidualnego podejścia. Żeby odpowiedzieć na pytanie, ile i co można zjeść, trzeba ustalić, jak długo dana osoba spala kalorie, ile w ogóle ich potrzebuje. Rozumiem, że pan ma dietetyka. - Tak. Nie chciałem popełnić błędu, więc zdałem się na specjalistę. A muszę nad wagą pracować, bo mam takie geny, że szybko nabieram masy mięśniowej. To na słodkie rzeczy może pan tylko popatrzeć na wystawie w cukierni. - To też tak nie można do tego podchodzić. Jak w każdym przypadku trzeba mieć umiar. Jeden kawałek ciasta, czy jeden batonik, nie zaszkodzą. Problem jest, jak duża ilość. Trzeba trochę pomyśleć nad tym, co się je. Żużlowy mundial jest marzeniem. O celach nie chce mówić Jak widzi pan swoje szanse na start w lipcowym finale Drużynowego Pucharu Świata? - Na pewno bym chciał wystartować, bo to też jest moje marzenie. Myślę jednak, że w tym roku nie czas na mnie. W kolejnych latach wszystko jest jednak możliwe. Zwłaszcza jak zostanie to poparte ciężką pracą. Na wszystko przyjdzie czas. A jakie cele ma pan na ten rok? - Nie chcę o tym mówić. Bo to byłoby wywieranie presji na samego siebie? - Też. Poza tym jestem z tych, co wolą mniej mówić, a więcej robić. Najpierw chcę coś pokazać. Czasem jak się za dużo powie, to potem jest to wypominane. Mówi, co będzie z Fogo Unią Leszno Co będzie w tym sezonie z Unią Leszno? Wielu ekspertów podkreśla, że mocno się osłabiliście. - Każdy z nas pracuje, żeby było jak najlepiej. Na papierze nie mamy najlepszego składu, ale dopóki nie wyjdziemy na tor i nie odjedziemy kilku spotkań, to trudno coś wyrokować. Na pewno będziemy walczyć. Już teraz wiemy, że każdy mecz będzie dla nas bardzo ważny. Chcielibyśmy znaleźć się w play-off. A co będzie, jak pech dopadnie Janusza Kołodzieja. Niektórzy mówią wprost, że jego kontuzja może dla Unii oznaczać spadek. - Bez niego byłoby ciężka, bo Janusz to klasa sama w sobie. To widać po jego wynikach. Na dokładkę jest świetną osobą. Ja w ogóle nie myślę o tym, że miałoby go zabraknąć. Zakładam pozytywny scenariusz i jazdę z Januszem od początku do końca. To nasz lider, kapitan, bardzo go potrzebujemy. Cieszę się, że jest z nami, bo jest się od kogo uczyć. Z odejściem Doyle'a zdążył się oswoić Jest pan zły na Jasona Doyle’a, że najpierw ogłosił, że zostaje w Unii, a potem odszedł do Wilków Krosno? - Już dwa tygodnie przed ogłoszeniem decyzji zaczęły się pojawiać głosy, że Jasona z nami nie będzie. Ktoś powie, że to były plotki, ale przecież nikt sobie takich rzeczy nie wymyśla. Zatem, kiedy pojawiła się oficjalna informacja, to ja już byłem z jego odejściem oswojony. Podjął taką, nie inną decyzję, a ja nie chcę komentować. Wasz prezes Piotr Rusiecki mówi, że się cieszy, bo zaoszczędził 1,5 miliona złotych. - Może to i prawda. Ja w sprawy finansowe nie wchodzę, pozostawiam je w gestii działaczy. Mówi się, że Unia została bez gwiazdy, za to będzie dobra atmosfera. - Faktycznie. Jesteśmy teraz taką zgraną paczką przyjaciół i atmosfera jest fajna. Teraz tylko chodzi o to, żeby to przełożyć na wyniki. Wierzę, że to się uda. Zobacz również: Złotego juniora nie interesuje skok na kasę. "Chcę być najlepszy"