Wypowiada się bardzo dojrzale, jak na swój wiek. Mówi, że chce tylko przestrzec innych. Kiedyś miał dobre zdanie o Sparcie Wrocław. Teraz je zmienił. - Cztery lata dzwoniłem, pisałem, pytałem, a na końcu dowiedziałem się, że jestem za wysoki. Mam metr i siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu. W klubie wiedzieli ile mam, że rosnę, mogli mi już dawno powiedzieć, co myślą - mówi Filip Hejninger. Przez Spartę Wrocław nie spełni swojego marzenia? - Przez nich straciłem dużo czasu, a teraz już nie mam szans, żeby spełnić swoje marzenie. Został mi motocross i chyba nic poza tym - dodaje. Tata mówił mu, żeby poszedł trenować do Arged Malesy Ostrów. Nie chciał. Powiedział ojcu, że w Sparcie Wrocław jeżdżą gwiazdy, że to fajny klub. - Nie posłuchałem taty i teraz żałuję - przyznaje. - W Ostrowie mogli wyłożyć na mnie jakieś pieniądze, może coś by z tego wyszło. Razem z nim zaczynał Kacper Klimek, ale w pewnym momencie zrezygnował jednak z treningów w Sparcie i przeniósł się do Leszna. Kolega zdał egzamin na licencję na 500cc. Filip jest przekonany, że Kacper będzie odnosił sukcesy. A on? - A ja uwierzyłem w to, co powiedziano mi w Sparcie cztery lata, że mogę zostać żużlowcem. Dziś mogę powiedzieć, że zostałem oszukany. Zwodzono mnie tylko. To mu obiecał trener Dariusz Śledź Pierwsze spotkanie z trenerem Dariuszem Śledziem wspomina fantastycznie. Zapamiętał każde słowo. - Cześć, ty jesteś Filip, powiedział. Tak, jestem Filip, odpowiedziałem. Coś słyszałem, że jeździć na 125cc, że chciałbyś zostać żużlowcem, mówił dalej. Tak, chciałbym spróbować, odpowiedziałem. Obiecał, że wsiądę na żużlowy motocykl. Na początek treningi odbywały się pod okiem Mariusza Cieślińskiego i Roberta Ruszkiewicza. Lecz nagle czar prysł. Po kilku treningach zaprzestali trenować młodzież. Ostatecznie nigdy na ten obiecany przez trenera Śledzia motocykl nie wsiadłem - opowiada 15-latek. Czekał na obiecany przez trenera Śledzia telefon. W międzyczasie Sparta skreśliła kilku adeptów, zostawiając wyłącznie Mateusza Panicza. To wtedy Klimek przeniósł się do Leszna. - Klub widać uznał, że bardziej opłaca się kupić niż wychować juniora, ale ja miałem nadzieję, dalej czekałem na telefon. Potem sam zacząłem dzwonić, pisać, dopytywać. Dostawałem przeważnie informację: zadzwoń za tydzień. Było też: zrób badania, kup komplet ochraniaczy, kup strój. Traciłem czas, a rodzice tracili pieniądze. Trener Ruszkiewicz wiele go nauczył Cały rok 2019 przeleciał, a na początku 2020 przeczytał na Instagramie Sparty, że młodzież trenuje we Wrocławiu. Zaczął pisać. Odpowiedzieli, że jak ma numer do trenera Dariusza, to ma do niego śmiało dzwonić. - Zrobiłem to i znowu byłem zwodzony. Zrób badania, zadzwoń za tydzień, a na końcu znowu zostałem odesłany do trenera Ruszkiewicza. Nadszedł rok 2021. Zadzwonił do trenera Ruszkiewicza. Ten dał mu szansę. Szlifował swoje umiejętności na torze w Bąkowie. - Nauczył mnie wchodzić w łuk i z niego wychodzić. Byłem po paru treningach, czułem się dobrze i wtedy na stronie Sparty pojawiła się informacja o rekrutacji. Zadzwoniłem, żeby powiedzieć, że mam metr siedemdziesiąt trzy, powiedzieć ile mam lat i zapytać, czy to nie jest przeszkoda. Powiedzieli, że choć w moim wieku już powinno się zdawać licencję, to ze względu na doświadczenie w motocrossie i epizod w Bąkowie oni mnie nie skreślają. Sparta zaprosiła go na testy, ale po co? Dostał zaproszenie na testy sprawnościowe i badania lekarskie. W sumie było około 30 osób w wieku od 10 do 15 lat. Byli też młodsi. Badania wyszły pozytywnie. Test polegał na przebiegnięciu toru przeszkód w jak najkrótszym czasie. - Byłem jednym z najlepszych i najszybszych. Nie zostałem jednak zakwalifikowany. Powiedziano mi, że jestem za wysoki, choć wcześniej słyszałem, że wzrost nie jest problemem. Po raz kolejny straciłem czas, a rodzice stracili pieniądze. Po raz kolejny nabito mnie w butelkę. - Po co były te niepotrzebne przygotowania, stres, nadzieja, skoro i tak nie brano wyniku testów pod uwagę? Dlaczego od razu nie powiedziano mi, że jestem za wysoki, albo za stary. Sam nie wiem. Mogli powiedzieć, że szkoda mojego czasu, bo i tak się nie dostanę. Uważam, to za wielką niesprawiedliwość, bo nie dano mi szansy, ani nie sprawdzono moich umiejętności. A przecież wysokich żużlowców nie brakuje. Był Rafał Dobrucki, jest Matej Zagar. Obaj jeździli, jeżdżą z sukcesami. Dlatego chciałem ostrzec wszystkich rodziców, którzy chcą wysłać pociechę do tego klubu. Ja przez cztery lata mogłem być gdzie indziej, trenować, sprawdzić, czy mam szansę, a teraz już nie mam żadnych szans, już jest za późno - stwierdza Filip. Żużel, to dla niego zamknięty rozdział Dla niego żużel to zamknięty etap. Uważa, że stracił cztery lata, żeby się przekonać o tym, że w najlepszym polskim klubie panuje bałagan, że nie ma właściwych ludzi. Tylko do Roberta Ruszkiewicza ma szacunek. - Miałem wielkie marzenie, które już nigdy się nie spełni. Nie wiem, czy w innym klubie by się udało. Może jednak dostałbym szansę, został potraktowany bardziej poważnie, uczciwie - kwituje. Kontaktowaliśmy się ze Spartą w sprawie Hejningera. Dostaliśmy informację, że został skreślony, bo nie miał predyspozycji do uprawiania żużla.