12-letni Polak jest na ustach wszystkich. W minioną sobotę został mistrzem Europy, następnego dnia mistrzem świata. Wygrał wszystkie biegi. Motor Lublin ogłasza w sprawie gwiazd. Kibice wściekli Franek zaimponował tacie. Niewiele brakowało, by nie pojechał - Nie był jakoś specjalnie szybki na trasie, ale mądrą jazdą bronił się przed atakami kolegów. Wykorzystywał swoje umiejętności techniczne. Zaskoczył mnie. Może, jako ojciec nie powinienem tego mówić, ale zaimponował mi tym wyczuciem. Umiał przewidzieć ruch rywala i zablokować atak - mówi Marek Szczyrba, dumny tata Franka. Niewiele brakowało, by Franek na mistrzostwa w ogóle nie pojechał. - Trzy dni przed zawodami biłem się z myślami, czy by nie zadzwonić i zrezygnować z zawodów. Była też opcja, żeby dzwonić po kolegach, których synowie jeżdżą na miniżużlu i pożyczać silniki na te zawody. W tych od Franka były pewne usterki, ale jakoś udało nam się wszystko naprawić i pojechaliśmy - tłumaczy Szczyrba. Już przestali liczyć wydatki Żużel to bardzo drogi sport, miniżużel wcale nie jest tańszy. - Bez pomocy sponsorów na pewno nie dalibyśmy rady i syn by tym mistrzem nie został - wyjaśnia pan Marek, bo dwa pierwsze lata kariery syna kosztowały 100 tysięcy złotych. Teraz już nie liczą rachunków. - Teraz weszliśmy już w ten etap, a ja przestałem liczyć. Paczki z częściami i sprzętem przychodzą, a ja już wolę notesu nie otwierać i nie zapisywać, żeby potem głowa nie bolała. To ma być przyjemność, więc lepiej to tak zostawić - przyznaje tata Franka. Pokrowiec z "majtek" zostawią na pamiątkę W finale mistrzostw Żarnovicy najbardziej zaskoczyło ich to, że nagle okazało się, że będą jechać po pięciu i trzeba było na szybko zrobić zielony pokrowiec na kask. Zwykle zawodnicy ścigają się w czterech i używają pokrowców w kolorze: niebieskim, białym, żółtym i czerwonym. Teraz trzeba było mieć dodatkowo zielony. Mama Franka pobiegła na pobliski targ i kupiła zielone spodenki. Na kolanie uszyła pokrowiec, którym potem Franek dzielił się z innymi reprezentantami Polski, którzy ścigali się na słowackim torze. Tata mówi, że ten zielony pokrowiec z "majtek" zostawią sobie na pamiątkę. Rodzice są mocno zaangażowani w karierę 12-latka. Te finały bardzo zmęczyły ich psychicznie, bo też działo się sporo. Przed jednym z biegów Franka spadła ulewa i już nawet wydawało się, że to koniec, że dalej nie pojadą. Organizatorzy zakasali jednak rękawy i przygotowali tor tak, że wyglądał nawet lepiej niż przed deszczem. A wody na torze było w pewnym momencie po kostki. Tata mówi, że teraz Franek musi zapomnieć, że został mistrzem. - Jest nowy dzień. Łatwo nie będzie, bo teraz każdy będzie się na niego szykował. Dla niego kolejny bieg będzie normalny, dla innych to będzie szansa, żeby udowodnić sobie, że mogę być lepszy od Szczyrby. Wielki powrót Zmarzlika pod znakiem zapytania. Zdania są podzielone