10 wniosków po żużlowym weekendzie: 1. Bartosz Zmarzlik dzięki wygranej w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Lesznie mógł odetchnąć z ulgą. Oczywiste jest to, że mówimy o wielkim, nieprzeciętnym zawodniku, ale nasz mistrz złota w tych zawodach jeszcze nie miał. Teraz w jego bogatej gablocie są już chyba wszystkie możliwe trofea. Czapki z głów.2. Zmarzlik wygrał, bo najbardziej ze wszystkich zachował zimną głowę. Nie był jakiś piorunująco szybki, ale zwyczajnie zwyciężyły umiejętności. Nikt tego dnia w Lesznie tak dobrze nie czytał ścieżek jak właśnie on. Potrafił do granic możliwości wycisnąć swój sprzęt, który zawiózł go na najwyższy stopień podium.3. Miały być fajerwerki w rywalizacji między Zmarzlikiem a Janowskim i były. Widać jak na dłoni, że panowie nieszczególnie za sobą przepadają. Szczególnie wyrazisty w swoim zachowaniu był wrocławianin, który okazał się największym przegranym turnieju. Sportowo, a przede wszystkim wizerunkowo.4. Swoją drogą kibice już teraz mogą zacierać ręce na myśl o rywalizacji obu panów. Za tydzień rusza cykl Grand Prix, gdzie możemy mieć dogrywkę tej rywalizacji polsko - polskiej. Oby tylko wszystko odbywało się w duchu sportowej walki, bo wspólna jazda Zmarzlika i Janowskiego mrozi krew w żyłach.5. Rok temu, gdy przyszły wysokie temperatury (co zbiegło się z aferą opon Anlasa), wydawało się, że Janowski ma przewagę nad Zmarzlikiem. Był nawet liderem cyklu Grand Prix. Gorzowianin jednak z każdym tygodniem zbliżał się do niego i na koniec sezonu to on cieszył się z mistrzostwa świata, a dla Macieja zabrakło nawet medalu. W tym roku mamy małą powtórkę z rozrywki. W ostatnim czasie też wydawało się, że to Janowski jest obecnie najszybszym zawodnikiem na świecie, ale zdaje się, że jego kosmiczna forma nie jest już taka kosmiczna. Przynajmniej nie na Zmarzlika.6. Janusz Kołodziej, czyli specjalista od finałów IMP, zajął trzecie miejsce, choć miał realne szanse na coś więcej. Czterokrotnemu triumfatorowi tej imprezy zabrakło jednak błysku, jeszcze większej determinacji, bo tylko wtedy można wygrać z kimś takim jak Zmarzlik. Inna sprawa, że pewnie pół Polski było w stanie przewidzieć taki układ na podium zawodów. Zmarzlik, Janowski, Kołodziej - faworyci nie zawiedli.7. Zawody w Lesznie były kolejną, bolesną weryfikacją dla Piotra Pawlickiego. Jeszcze do niedawna równaliśmy go do Zmarzlika, czy Janowskiego, a dzisiaj stać go było jedynie na piąte miejsce. W ogóle był to dla niego bolesny weekend. Dzień wcześniej stracił złoty medal w SEC, który miał na wyciągnięcie ręki. W przypadku tego zawodnika czas chyba na poważny rachunek sumienia, bo najlepsi odjeżdżają coraz bardziej.8. A jeśli finał IMP miał być dobrym castingiem dla I- ligowców, to na pewno dobre wrażenie zostawił po sobie Oskar Fajfer. Co prawda zajął dopiero 10 miejsce, ale miał też trochę pecha. W czwartej serii wpakował się w taśmę, co w zasadzie pogrzebało jego szansę na udział w biegu barażowym. A gdyby już tam się znalazł, to kto wie, czy nie mielibyśmy małej niespodzianki.9. Ciekawe, czy niedzielne zawody były symbolem odrodzenia Krzysztofa Kasprzaka. Na pewno nie jeździ jeszcze tak dobrze, jak za swoich najlepszych czasów, ale gołym okiem widać progres. To dobra wróżba przed zbliżającym się cyklem Grand Prix, przed którym chyba każdy miał poważne obawy o formę żużlowca.10. Powrót do formy to też dobra wiadomość dla GKM-u Grudziądz, który wciąż walczy o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Zła dla Pawła Miesiąca, który w tym sezonie może już nie podnieść się z ławki. I wreszcie dobra dla samego Kasprzaka. Jeszcze kilka takich występów i nie można wykluczyć, że jesienią znajdzie się sporo chętnych na jego usługi. Nawet w PGE Ekstralidze.