Kłopoty zdrowotne Dudka. Cierpienie miał wypisane na twarzy, nowe informacje
Patryk Dudek od poniedziałku spędził wiele godzin na rehabilitacji, żeby być gotowym na sobotni finał Speedway of Nations. Przede wszystkim ból ręki był pokłosiem dwóch upadków w finale PGE Ekstraligi w Lublinie. Dudek robił wszystko, ale musiał walczyć z bólem, bo w Toruniu ponownie upadł. - Teraz przede mną długa rehabilitacja. Na szczęście obędzie się bez operacji - wyznaje w rozmowie z Interia Sport.

Wszystko zaczęło się od kolizji z Jackiem Holderem w gonitwie otwarcia w Lublinie. Australijczyk "ściął" Polaka, a następnie to samo zrobił Dominik Kubera. Patryk Dudek po tych dwóch wypadkach był zupełnie obolały, ale najbardziej ucierpiała lewa ręka.
Patryk Dudek: Jestem poobijany, odnowiłem urazy
Dudek nie miał czasu na świętowanie złota z toruńskim klubem. Od poniedziałku musiał zacząć się rehabilitować, bo w sobotę czekała go jazda w Speedway of Nations. Dudek nie brał nawet udziału we wszystkich jednostkach treningowych przed turniejem w Toruniu. Polak ma na tyle dobry sezon i wszystko poukładane, że priorytetem było jego zdrowie.
Jak na złość w SoN ponownie upadł. Stało się to po kontakcie z Leonem Madsenem w wyścigu barażowym, gdzie znów ucierpiały te same części ciała. - Jestem poobijany. Odnowiły się urazy, których nabawiłem się podczas finałowego meczu w Lublinie. Poprawiłem je. Cieszę się, że to już koniec sezonu. Teraz przede mną długa rehabilitacja i do marca powinienem wyrobić się z leczeniem. Na szczęście obejdzie się bez operacji - mówi nam Dudek.
Kłopoty Dudka z prędkością, był nie do poznania
33-latek nie był przesadnie szybki. Nawet jeśli wygrał pierwszy wyścig, to głównie dzięki dobremu startowi i pierwszemu polu. Potrafił to wykorzystać i wysforował się na czoło stawki. Z wyścigu na wyścig był jednak coraz wolniejszy. Z racji swojego numeru zawsze startował z krawężnika. Kadrowicze mogli się oczywiście zamieniać polami startowymi, ale obrano inną taktykę.
- Dużo szukałem. Inaczej jest, gdy jedzie się wąsko, a lepsza linia była po szerokiej części toru. Jechałem pierwsze kółka po wewnętrznej. Wjeżdżając na szeroką część toru bez rozpędzenia, to zupełnie co innego, niż jazda pod bandą od samego początku biegu. Trochę inną przyjęliśmy taktykę jazdy. To spowodowało, że musiałem jechać na innych ustawieniach sprzętu - tłumaczy.
Ciśnienie było na złoto
Na trybunach po ostatnim biegu zapanował wyraźny zawód. Kibice byli przekonani, że Polacy w końcu przełamią impas i wygrają Speedway of Nations. Lepszej okazji być nie mogło. Turniej odbywał się w naszym kraju, a w dodatku wystawiliśmy bardzo silny duet.
- To były trudne zawody, jak na mistrzostwa świata przystało. Naprawdę się staraliśmy, ale końcówka nam uciekła, jeśli chodzi o prędkość motocykli. Australijczycy okazali się lepsi. Srebro mnie cieszy, bo przed rokiem zajęliśmy odległe miejsce. Pod tym względem jest pewien progres. Ciśnienie było jednak na złoto - kończy.












