Prezes Sparty Wrocław doszukuje się spisku. Padły mocne słowa ws. terminarza
Los, terminarz, przypadek? A może coś więcej? We Wrocławiu coraz głośniej mówi się, że Betard Sparta nie ma szczęścia, albo wręcz przeciwnie, że ktoś z góry ustawia im życie tak, by nie mieli łatwo. - Widocznie ten los albo osoba, która przygotowuje terminarz, nie za bardzo nas lubi - rzucił pół żartem, pół serio Andrzej Rusko w piątym odcinku serialu Canal+ "Jazda o złoto. Żużel na podsłuchu". To zdanie odbiło się szerokim echem, bo wrocławianie po raz kolejny trafili na rywala, z którym chwilę później musieli bić się o życie w play-offach.

Były menedżer Betard Sparty Wrocław, Dariusz Śledź nie zrealizował powierzonego zadania, czyli zdobycia mistrzostwa, za co zapłacił posadą. Teraz będzie trenował Abramczyk Polonię Bydgoszcz, a w jego wrocławskie buty wchodzi Piotr Protasiewicz, który od razu jest rzucony na głęboką wodę.
"Jak się dostaje na początku, to potem jest już ciężko"
Kamery Canal+ zajrzały za kulisy meczu Sparty z Pres Grupą Deweloperską Toruń w 14. kolejce rundy zasadniczej PGE Ekstraligi. Goście zaczęli dobrze, ale szybko dostali solidną lekcję. Po czterech biegach było 15:9, a po chwili 26:16.
- Do Wrocławia trzeba mieć szybkie motocykle, bardzo szybkie i jeszcze trafić idealnie z przełożeniem. Już po kilku biegach było jasne, że nie wygramy tego meczu - przyznał Piotr Baron. - Jak od początku się dostaje wpierdziel, to jest ciężko - dodał bez ogródek.
Torunianie nie robili taktycznych cudów. Baron pozwolił swoim zawodnikom po prostu pojeździć. - A tam ch… z tym meczem. Ścigać się będzie wiesz... kiedy indziej - rzucił do Adama Krużyńskiego, przewodniczącego rady nadzorczej KS Toruń. Z pozoru wyglądało to na poddanie się. W rzeczywistości, była to chłodna kalkulacja. Torunianie odpuścili ligowy bój, by dokładnie poznać tor we Wrocławiu przed starciem w play-off.
Andrzej Rusko nie ukrywał. Torunianie mądrze zrobili
Wrocławianie mogli odnieść wrażenie, że wszystko mają pod kontrolą, ale Andrzej Rusko dostrzegł coś więcej. - Nie no, mądrze zrobiłeś, że puściłeś ich, żeby pojeździli. Bez rezerw, bez niczego, ja sobie świetnie zdawałem z tego sprawę - przyznał prezes Sparty.
Rusko wiedział, że ten mecz nie był przypadkiem. Dla niego był to test, który miał pokazać, jak Toruń reaguje pod presją. - Dla nas ten mecz był taką wskazówką, że faktycznie jesteśmy mocni - mówił. - Piotr natomiast zrobił rzecz, która była dla mnie oczywista. Nie podejmował jakiejś walki o wynik. Pozwolił swoim zawodnikom wjeździć się maksymalnie w tor, poznać plusy i minusy - stwierdził. Jak się później okazało, to była decyzja kluczowa.
Później odpłacili we Wrocławiu. "Ten mecz miał sens"
W fazie play-off role się odwróciły. Toruń w półfinale pokonał Spartę u siebie 52:38, a we Wrocławiu umiejętnie się bronił. Skończyło się 47:43, co wystarczyło, by awansować do finału. Tam zrobili kolejną sensację, bo pokonali obrońców tytułu z Lublina.
I choć we Wrocławiu nie szukano teorii spiskowych, słowa Andrzeja Rusko zyskały drugie dno. Może to rzeczywiście nie był tylko pech, że znów dostali najtrudniejszych rywali tuż przed decydującą fazą sezonu? Niemniej, dla drużyny aspirującej do złota, Sparta przed play-offami jest idealnym testem, pokazującym czego jeszcze brakuje.
Jedno jest pewne, Wrocław znowu miał pod górkę, a Andrzej Rusko znów powiedział głośno to, co wielu w środowisku myśli po cichu.












