Nie będzie wielkiego powrotu do Falubazu. To koniec spekulacji
Miesiąc temu Piotr Protasiewicz rzucił papierami, składając wypowiedzenie z funkcji dyrektora sportowego i trenera zielonogórskiego klubu. - Prezes od początku szukał na mnie haków - wypalił dla WP. W jego opinii ta niezdrowa relacja nie mogła już dłużej trwać. Stelmet Falubaz ma teraz poważny kłopot. Prezes Adam Goliński wciąż nie znalazł następcy na jego miejsce, a lista nazwisk powoli się kurczy. Wiadomo już, że nie będzie wielkiego powrotu do Zielonej Góry.

Drużyna z Zielonej Góry wciąż jest bez trenera, choć Piotra Protasiewicza nie ma w klubie od miesiąca czasu. Prezesowi Adamowi Golińskiemu odmówili, chociażby Stanisław Chomski czy Rafał Dobrucki. Wiadomo już, że nie będzie także wielkiego powrotu osoby, która wychowała się na zielonogórskim żużlu.
Nie będzie powrotu do Falubaz. "To był ostatni rok pracy"
- Moim kandydatem jest Krzysztof Kasprzak. Złożyłbym także propozycję Janowi Krzystyniakowi - powiedział Interii Rufin Sokołowski. Nic takiego jednak się wydarzy. Powód jest prosty. Żadna ze stron nie jest tym zainteresowana. - Krzysztof dopiero co skończył karierę, więc ma świeże spojrzenie. Poza tym doskonale zna się na żużlu. To byłby dużo lepszy wybór, niż podchodzący pod "70" Krzystyniak. Po drugie powiedział on w 2010 roku, że był to ostatni rok pracy w tym sporcie - mówi nam sam zainteresowany.
- Wbrew pozorom jest dużo wolnych trenerów, związanych z Zieloną Górą. Choćby Grzegorz Walasek lub Aleksander Janas, a nawet rozważyłbym Czesława Czernickiego. To człowiek będący wciąż na chodzie i bacznie śledzący ten sport. Rozmawiałem z nim rok temu przy okazji Grand Prix w Toruniu. Szkoda, że już nie działa przy żużlu - zaznacza Krzystyniak.
Trener żużlowy stracił autorytet
Obecny stan rzeczy zaczyna jednak martwić kibiców. - Ta sytuacja obrazuje nam, jak "ważni" są trenerzy w obecnym żużlu. Gdyby faktycznie ich obecność była tak bardzo niezbędna, nie byłoby ani dnia bez trenera w polskim klubie. Widzimy, co się dzieje z trenerami na wszystkich poziomach rozgrywkowych. Niekończąca się rotacja, szukanie kozłów ofiarnych, choć nie widziałem wielkich wpadek tychże szkoleniowców, którzy zostali zwolnieni - tłumaczy.
- Jeśli chodzi o mnie, nie odpowiadają mi obecne realia pracy trenera na wielu płaszczyznach. Regulamin wiąże im ręce, co rusz komplikuje się im pracę. W dodatku nie do końca odpowiada mi obecne szkolenie młodzieży. Mam wrażenie, że licencje rozdaje się na sztukę, byle wypełnić wymogi regulaminowe w obawie przed karą. Oczywiście nie wszędzie, ale w większości ośrodków. Wiele osób latami nie może zdać prawa jazdy, a licencję żużlową zdaje się praktycznie ot tak - podkreśla.
Protasiewicz rzucił papierami. "W końcu nie wytrzymał"
Odejście Protasiewicza z Falubazu to kolejny akt utraty zielonogórskiej tożsamości klubu. I choć to Protasiewicz oficjalnie zdecydował się złożyć wypowiedzenie, to sugeruje on, że pośrednio go do tego zmuszano, jak sam to ujął, "szukaniem haków". - Człowiek się zastanawia, dokąd to zmierza? Nie ma tam praktycznie żadnej osoby związanej z Zieloną Górą. Ani zawodników, ani trenerów. Wszystko to armia zaciężna. Za to jest dużo osób z Leszna, dlatego trzeba dziękować temu ośrodkowi, że wychował tylu zawodników - zauważa.
- Bardzo mi smutno, bo pochodzę z tego miasta i widzę, co się dzieje. Tam mnie uczono żużla. Pamiętam czasy, kiedy tym klubem opiekowali się rodowici zielonogórzanie. Teraz już tak nie jest. Wszyscy stąd są rozsiani po Polsce, gdzie przecież jeżdżą z dobrym skutkiem. Odkąd szkolenie w Zielonej Górze upadło, to wszystko poleciało na łeb na szyję. Żal mi odejścia Piotra, stworzono na niego niesłuszną nagonkę i w końcu nie wytrzymał - kwituje.
Zobacz również:











