Hampel wprawił ich w osłupienie. Powiedział dość, nie mógł w to uwierzyć
Jarosław Hampel zaskoczył niemal wszystkich, mówiąc "pas" po zakończeniu tego sezonu. 43-latek jeszcze rok temu był ojcem utrzymania Stelmet Falubazu w PGE Ekstralidze. Teraz jednak był nie do poznania, aż w pewnym momencie sam przyznał się do tego, że nie mógł patrzeć na swoją jazdę. - Na początku byłem tym zaskoczony. Nie wszyscy wiedzą, kiedy ze sceny zejść - przyznaje Leszek Tillinger w rozmowie z Interia Sport. - To trzeci polski żużlowiec w historii - podkreśla.

Jeszcze rok temu był 11. zawodnikiem PGE Ekstraligi i utrzymał Stelmet Falubaz Zieloną Górę w elicie. Wystarczył jeden moment, żeby z czołowej postaci ligi spaść aż do czwartej dziesiątki najskuteczniejszych zawodników.
Ten wypadek zmienił wszystko, "byłem zaskoczony"
Mówi się, że to wypadek w ćwierćfinałowym spotkaniu z Orlen Oil Motorem Lublin miał największy wpływ na postawę Jarosława Hampela w tym sezonie. Silniki to jedno, ale 43-latek stracił po urazie ręki swój główny atut w postaci szybkich startów. Dopasowanie jednostek to jedno, ale Hampel nie potrafił już w ten sam sprawdzony sposób startować spod taśmy.
W sezonie 2025 wykręcił średnią 1,47 pkt/bieg, nie mogąc już patrzeć na to, co wyczynia na torze. Następnie podjął decyzję o zakończeniu kariery. - Na początku byłem tym zaskoczony. Wydawało mi się, że znajdzie miejsce chociażby na zapleczu Ekstraligi. Jednak musiałby to być silny klub z potencjałem na awans - mówi nam Leszek Tillinger.
Hampel wiedział, kiedy zejść ze sceny. "To trzeci polski żużlowiec w historii"
Hampel miał mieć wcześniej wypracowane porozumienie z zielonogórskim klubem. Później jednak stopniowo obniżał loty i w końcu sam coraz bardziej dochodził do wniosku, że najlepszą decyzją będzie zakończenie kariery. - Tak już całkiem szczerze, to dobrze zrobił. Wyszedł z twarzą, nie będzie się wałęsał i rozmieniał na drobne. To zawodnik z ogromnymi osiągnięciami. Jeden z czołowych polskich żużlowców ostatnich dekad - podkreśla były prezes Polonii Bydgoszcz.
- Mimo wszystko kończy w glorii, bo jeszcze w zeszłym roku był głównym ojcem utrzymania Falubazu. Jeśli miał kończyć karierę, był to odpowiedni moment. Można bić mu brawo za odpowiednie wyczucie czasu. Nie wszyscy wiedzą, kiedy ze sceny zejść. Patrząc na osiągnięcia, jest to trzeci najlepszy polski żużlowiec w historii. Wyżej są tylko Zmarzlik i Gollob - kwituje Tillinger.











