Rosjanin wychowywał się w Czapajewsku, niedaleko Samary. W okolicach domu rodzinnego znajduje się rzeka, za którą wybudowano tor crossowy, którym opiekował się ojciec Wiktora. Anatol trenował tam młodych chłopaków, pomagał im przygotowywać sprzęt, jeździł z nimi na zawody. Wygląda na to, że innej ścieżki niż motocyklowa po prostu być nie mogło. Mama pracowała w zakładach wojskowych. Ojciec własnoręcznie skonstruował mu pierwszy motocyklOjciec widząc, że i syn łapie bakcyla, kuł żelazo póki gorące. Od podstaw, własnoręcznie skonstruował mu pierwszy mały motocykl. Na początkowym etapie, wówczas zabawy w sport tata był największym autorytetem i szkoleniowcem w jednym młodego Wiktora. "Młody" bardzo często nawet teraz wołają na niego też członkowie teamu. Kułakow do polskiej ligi trafił dzięki Bogdanowi Sawarskiemu z firmy Prosiaczek. Związany z Bydgoszczą i tamtejszą Polonią - właściciel popularnych zakładów masarskich przebywał w odwiedzinach w Saławacie u Emila Sajfutdinowa - swojego zawodnika firmowego, z którym jest od początku kariery. Zresztą nieżyjący już ojciec Emila - Damir bardzo przyjaźnił się z Anatolem Kułakowem. Biznesmen wpadł na trening, w którym uczestniczył i Kułakow. Na widok kręcącego kółka Wiktora Sawarski oniemiał. Podszedł do niepozornego chłopaka i zapytał wprost, czy chciałby jeździć w Polsce. Wiktorowi aż zaświeciły się oczy. Z ogromnym bananem na buzi odpowiedział twierdząco. - Czekaj na telefon - usłyszał. Początek przygody z naszą ligą miał jednak bardzo wyboisty. Był jak gorący kartofel Sawarski działał w klubie, miał znajomości. Menedżerem był wtedy Robert Sawina. Kułakow przyjechał, podpisał kontrakt. Przy pierwszym podejściu do Polonii szału jednak nie zrobił. Odszedł do Rybnika i znów przeprowadzka. W 2014 roku czekała na niego trzyletnia umowa w Toruniu, którą szybko rozwiązał. Był jak niechciany, gorący kartofel przerzucany od prawa do lewa. Nie opłacało mu się za bardzo nawet rozpakowywać walizek. Ale z pobytu w grodzie Kopernika wyniósł coś cenniejszego niż wyniki. Przyjaźń z obecnie najlepszym tunerem świata - Ryszardem Kowalskim. Polski fachowiec przyjechał z synem - Danielem na Motoarenę na prośbę Jana Ząbika i Jacka Krzyżaniaka. Szukali nastolatkowi majstra z górnej półki. Chcieli, żeby Kułakow wreszcie uporządkował kwestie sprzętowe. Kowalski zgodził się. Być może łatwiej było mu podjąć tę decyzję, ponieważ miał już wtedy pod swoimi skrzydłami Sajfutdonowa - w 2014 roku żużlowca Unibaksu. Pan Ryszard wypakował z samochodu dwa silniki. Kułakow wypróbował oba. Po zjechaniu do parkingu Kowalscy poprosili o wskazanie, który bardziej mu odpowiada. Wiktor był w szoku, wydusił tylko, że w życiu nie miał pod tyłkiem, czegoś równie szybkiego. Wierny mechanikowi mistrzów świata Zawodnik i Kowalski błyskawicznie przypadli sobie do gustu. Od tamtego spotkania minęło już blisko siedem lat, a Kułakow nigdy nie zdradził fachowca spod toruńskich Cierpic. Nie ma innych tunerów na boku, zawierzył mu bezgranicznie i jest dla niego niekwestionowanym numerem jeden. - Nie myślę już o sprzęcie tylko skupiam się na poprawie techniki jazdy i eliminowaniu błędów - podkreśla niemal w każdym wywiadzie. W sezonie 2015 poszedł na wypożyczenie do Unii Tarnów. Odjechał w niej jeden bieg. Na trudnym obiekcie w Gorzowie nie zdobył punktu, ale dostał brązowy medal. W kolejnym rozgrywkach wrócił do Polonii. W Bydgoszczy za rządów Władysława Golloba, jak sam często mówi przeszedł prawdziwą szkołę życia. Żałował, że parafował dwuletni kontrakt. Nauczony doświadczeniem, od tamtego momentu wiąże się z klubami wyłącznie rocznymi porozumieniami. Niedługo po ostatnim meczu w barwach Polonii mógł siąść i zacząć rzewnie płakać. Z warsztatu w Czerniewicach Rosjaninowi ukradziono dwa motocykle żużlowe, jeden crossowy i mnóstwo części zamiennych. W jeden ramie siedziała jednostka, która miała na liczniku zaledwie jedne odjechane zawody. Zajście zgłoszono na policję, dochodzenie trwało, lecz mimo zamontowanego monitoringu sprawców i zaginionego sprzętu nie udało się odnaleźć. Śledztwo umorzono.