Biznesmen z Łodzi zaryzykował. Brutalna konkurencja i kosmiczne ceny
Witold Skrzydlewski, król nekrobiznesu i właściciel Orła Łódź, wyłożył blisko 6 milionów na zawodnicze kontrakty w 2026. Klub miał imponującą listę życzeń i był nawet dogadany z gwiazdą z Grand Prix. W pewnym momencie dyrektor sportowy Jan Konikiewicz miał już w zasadzie zamknięty skład. Wszystko się posypało przez jedną decyzję biznesmena.

Rok temu Witold Skrzydlewski postawił na oszczędność i to mu się opłaciło. Czekał z kontraktami do samego końca (wcześniej przez kilka miesięcy utrzymywał, że wycofa się z żużla i z Orła Łódź) i pozyskał kilku ciekawych zawodników (Robert Chmiel, Andreas Lyager, Patryk Wojdyło) w promocyjnej cenie. Teraz chciał to powtórzyć.
Dyrektor Orła dostał 6 milionów na transfery
Dyrektor zarządzający Orła Jan Konikiewicz dostał prawie 6 milionów na transfery i działał. Szybko ustalił warunki umowy ze startującym w Grand Prix Janem Kvechem, wcześniej miał już dogadanego Marcina Nowaka. Było też jasne, że jeśli Pronergy Polonia Piła nie awansuje, to weźmie stamtąd Wiktora Jasińskiego i Viladsa Nagela. Dodatkowo Apator Toruń dał zgodę na wypożyczenie do Orła juniora Krzysztofa Lewandowskiego. Brakowało jednego zawodnika, a za drzwiami stała długa kolejka chętnych.
Nagle jednak wszystko się posypało. Piła awansowała i temat Jasińskiego i Nagela upadł. Dodatkowo Skrzydlewski postanowił zaryzykować podobnie, jak przed rokiem. Kiedy Kvech czekał na podpis, to biznesmen zaczął grać na czas. Myślał najpewniej, że jeśli przetrzyma zawodnika, to ten spuści z tonu i zgodzi się pojechać za mniej niż pół miliona za podpis i 5 tysięcy. Wtedy jednak do akcji wkroczył ROW Rybnik. Prezes Krzysztof Mrozek w kilkanaście minut ustalił z Kvechem warunki kontraktu, panowie podali sobie ręce i temat został zamknięty.
400 tysięcy za podpis i 4 tysiące za punkt. Tak uciekł Wojdyło
Wtedy Orzeł działał już według planu B. Z kolejki stojącej za drzwiami został wyciągnięty Wojdyło. Kiedy jednak powiedział, że chce 400 tysięcy złotych za podpis i 4 tysiące za punkt, to sprawę odpuszczono. Szybko jednak stało się jasne, że inni polscy zawodnicy chcą identyczne pieniądze. Sondowano choćby Mateusza Szczepaniaka, który zawołał tyle samo, co Wojdyło. Wrócono więc do tego ostatniego, ale było już za późno, bo Wojdyło zadzwonił do prezesa ROW-u i ten nie miał problemu, żeby zapłacić 400 i 4.
Konikiewicz w wywiadzie dla WP SportoweFakty mówił o brutalnej konkurencji, komicznych cenach i o tym, na co stać Orła. Wprost tego nie powiedział, ale pewnie miał na myśli to, co stało się z Kvechem, Wojdyło i Chmielem, bo jego w Łodzi chcieli bardzo zatrzymać. To był ulubieniec kibiców, magnes, ktoś na kim można było oprzeć ten nowy zespół. Cellfast Wilki Krosno położyły jednak na stole większą kasę, bo Orła stać na wiele, ale nie na milionowe kontrakty. Chmielowi oferowali 350 tysięcy za podpis i 4 tysiące za punkt. Wilki dały 450 i 4,5.
Tego Orła z 2025 już nie, a nowy tworzy się w bólach
Trudno powiedzieć, co dalej. Szkielet z drużyny z 2025 już się posypał, bo odeszli nie tylko Chmiel i Wojdyło, ale i Lyager. Ten ostatni do Texom Stali Rzeszów. W tej chwili Orzeł ma na 2026 Marcina Nowaka i juniora Lewandowskiego. Jeśli będzie chciał dołożyć Szczepaniaka, to za mniej niż 400 i 4 tego nie zrobi. Łatwiej będzie z zawodnikami zagranicznymi. Matej Zagar, Timo Lahti czy Oliver Berntzon tylko czekają. Lahti jest nawet przekonany, że będzie zawodnikiem Orła. Tak odpowiedział, kiedy sondował go ROW.
Orzeł oczywiście zbuduje skład, ale już teraz można w ciemno założyć, że to będzie drużyna niewiele lepsza od beniaminka z Piły. Taktyka oszczędzania, która rok temu dała tak wiele korzyści, tym razem się nie sprawdziła. Dlatego nie będzie Kvecha czy Wojdyły. O Chmiela Orzeł chciał powalczyć, ale to sam zawodnik zdecydował, że chce iść do silniejszego klubu.












