Ibrahimović w sobotę wpisał się na listę strzelców już w drugiej minucie spotkania. Po chwili zdjął koszulkę, a kibice mogli obejrzeć na jego torsie mnóstwo tatuaży. Prasa uznała, że ekscentryczny napastnik chciał w ten sposób zaprezentować nowe ozdoby na swoim ciele. Okazało się jednak, że gest, za który Szwed dostał - zgodnie z regulaminem - żółtą kartkę, ma inną przyczynę. 50 imion, które znalazły się na tułowiu 33-letniego zawodnika, są tatuażami czasowymi i pojawiły się u niego w związku z nawiązaniem przez niego współpracy ze Światowym Programem Żywnościowym. Jego zadaniem jest zwracanie uwagi na wzrastający problem głodu. - Gdziekolwiek nie pójdę, to ludzie rozpoznają mnie, wołają po imieniu, wiwatują na moją cześć. Ale są też imiona, o zapamiętanie których nikt nie dba i których nikt nie dopinguje: to 805 milionów osób cierpiących obecnie na całym świecie z powodu głodu. Od teraz chciałbym, by moi sympatycy wspierali tych ludzi. To oni są prawdziwymi mistrzami. Więc kiedykolwiek usłyszycie moje imię, pomyślicie o nich - podkreślił podczas konferencji prasowej Ibrahimović.