W środę kolarze mieli do przejechania 33 kilometry jazdy indywidualnej na czas z Avranches do Mont St. Michel. Organizatorzy Tour de France potwierdzili, że na Cavendisha wylano jakiś płyn, ale oficjalnie nie podano, iż to był mocz. Brytyjczyk na początku myślał, że to woda, aż zapach i smak pokazały jednak co innego. "Żałuję tego, co się stało. Zawsze myślałem, iż kibice kolarstwa są dżentelmenami" - mówił Patrick Lefevere, menedżer grupy Omega Pharma-Quick Step. "Mark jest smutny, nie jest zły, tylko smutny. Nie mogę nikogo winić, na drodze było 100-200 tys. ludzi, a na taki czyn zdecydowała się jedna" - dodał. Jerome Pineau, kolega klubowy Cavendisha, który pochodzi z północnej Francji, gdzie teraz przebywają kolarze, opisał na Twitterze, co mu zdradził słynny sprinter o 42-minutowej jeździe na czas. "Wczoraj byłem bardzo dumny z lokalnych kibiców i ich wsparcia na trasie etapu. Dzisiaj jednak wstydzę się za nich po tym, gdy Mark Cavendish opowiedział mi, że fani gwizdali na niego, a nawet obalili go moczem podczas jazdy. To skandal!" - napisał. Nieładne zachowanie kibica na pewno wiąże się z kontrowersyjnym zakończeniem wtorkowego etapu, kiedy Cavendish na finiszu spowodował upadek Toma Veelersa z grupy Argos-Shimano, który rozprowadzał Marcela Kittla. Holender był oburzony zachowaniem Brytyjczyka, uważając, iż rywal specjalnie wystawił łokieć. Jury jednak nie ukarało Cavendisha, który na mecie zameldował się na trzecim miejscu, przegrywając z Kittlem i Andre Greiplem z grupy Lotto-Belisol.