Wszystko przez nieświeżego kurczaka, którego dwukrotna olimpijka zjadła w dniu wylotu z podwiedeńskiego lotniska na zawody. Źle czuła się jeszcze przed wylotem, ale dzięki podanym kroplówkom mogła wsiąść do samolotu. Prawdziwe problemy rozpoczęły się dopiero w Rosji. Potrzebowała elektrolitów, więc poproszono o pomoc rosyjskiego lekarza. "Od razu zdałam sobie sprawę z tego, że to nie był szpital. Nagle znalazłam się w małym pokoju, który natychmiast został zamknięty. I nikt nie mówił po angielsku. To było straszne" - relacjonowała pływaczka dla gazety "Krone". Pobrano jej do badania krew, mocz oraz stolec i trzymano pod kluczem. Nikt nie reagował na pukanie w drzwi czy ściany. Dopiero po kilku godzinach drzwi otworzyły się, a zdesperowana pływaczka szybko uciekła. Później Rosjanie przeprosili za incydent i potwierdzili, że było to jedynie zatrucie pokarmowe.