Surdeanu po porażce w ćwierćfinale pokłóciła się z ojcem, któremu puściły nerwy i uderzył swoją córkę w twarz. Młodej tenisistce polała się krew z nosa. 16-latce pomocy udzielił lekarz turnieju, a krewki tata został zatrzymany przez izraelską policję w hotelu.Po tym, jak incydent opisały rumuńskie gazety, Surdeanu postanowiła zdementować na Facebooku plotki, które pojawiły się w mediach."Mój ojciec nie jest bestią. Nie złamał mi nosa i nie lała mi się krew. To prawda, uderzył mnie raz. I co? Zasłużyłam na to. Ja jestem winna, bo powiedziałam kilka słów za dużo. Przyznaję, że przestraszyłam się wtedy, ale wiem, że tata żałuje tego co zrobił. On mnie kocha tak, jak ja jego. Trochę przesadził, ale nie zasługuje na areszt. Mam nadzieję, że wróci szybko do domu. Martwię się o niego. Chcę nadal kontynuować moją tenisową podróż ze wsparciem całej rodziny" - tłumaczyła Surdeanu."Proszę zrozumieć, albo przynajmniej spróbować... To bardzo trudne dla mnie, kiedy budzę się rano, a mojego taty nie ma w domu. Proszę mi wierzyć, to wszystko to jedna wielka pomyłka. Nikt nie twierdzi, że nie zrobił nic złego, ale nie zasługuje na to, żeby być tak traktowany. Chcę mojego ojca z powrotem. Kocham go" - zakończyła 16-latka.Sąd w Izraelu wydał wyrok w tej sprawie. Surdeanu przyznał się do winy i został skazany na siedem dni aresztu oraz 300 euro grzywny.