Giampaolo przepadł jak kamień w wodę po porażce Brescii w ubiegłą sobotę. Nie stawił się na niedzielnym treningu. Wyłączył telefon. Ślad po nim zaginął. Klub wydał komunikat, w którym mowa była o czasowym zniknięciu trenera, o pełnym zaufaniu do niego i niecierpliwym oczekiwaniu. Właściciel Brescii żartował nawet, że on będzie nowym szkoleniowcem. Dementowano pogłoski o poszukiwaniach następcy dla zaginionego. Trener pojawił się w środę. Zdążył dojechać do siedziby klubu, gdy zobaczył kilku dziennikarzy. Wycofał się i wjechał na autostradę. Za nim pojechały trzy auta Brescii. W nieznanym miejscu i bez świadków rozwiązano umowę. Giampaolo wyjaśnił potem, że decyzja o ustąpieniu jest nieodwołalna, a podyktowana została tym, że klub zmienił swoje plany wobec niego. Po czym znów jakby zapadł się pod ziemię. 46-letni Marco Giampaolo mimo iż uważany był za jednego z najzdolniejszych trenerów swego pokolenia, nie zagrzał długo miejsca w żadnym klubie ekstraklasy i musiał zadowolić się pracą w drugiej lidze. Jak pokazuje przykład Brescii, którą kierował od lipca, tam również nie spełnił pokładanych w nim nadziei.