Od tego czasu minęło blisko 28 lat, a dobijający powoli do pięćdziesiątki Young widział z trybun wszystkie mecze swojej drużyny - nieważne, czy na własnym stadionie, czy na wyjeździe. Spotkanie z Hartlepool jest meczem nr 1507 na jego liście. - Nigdy nie myślałem o żadnych rekordach. Po prostu pochodzę stąd, zawsze kibicowałem Spartans i lubię oglądać futbol na żywo - mówi w rozmowie z BBC kibic, którego na Wyspach nazywają już najwierniejszym fanem świata. Poświęcenie Younga zasługuje na tym większy szacunek, że podporządkowanie całego życia futbolowi to nie lada wyzwanie. - Najgorzej jest wtedy, gdy mecze rozgrywane są środku tygodnia o godzinie 15 . Muszę wcześniej zwalniać się z pracy, ale nikt nie robi mi z tego powodu przesadnych problemów - dodaje Young, który na co dzień pracuje w fabryce produkującej części elektroniczne. Blyth Spartans nigdy nie odnieśli spektakularnych sukcesów, a w ostatnich latach pałętają się gdzieś po amatorskich ligach. Choć przez te lata zdarzały się niezwykle zacięte mecze z dużo lepszymi rywalami. Tak jak minimalna porażka z Blackburn Rovers w trzeciej rundzie Pucharu Anglii, czy sensacyjny wyjazdowy remis z Bournemouth także w rozgrywkach FA Cup. - Najmilej wspominam jednak mecz z Murton na początku lat 90. Nasi piłkarze szybko dostali dwie czerwone kartki, a mimo tego i tak udało nam się wygrać - mówi. O kibicowskich wyczynach Younga wiedzą niemal wszyscy mieszkańcy liczącego niewiele ponad 30 tysięcy Blyth. - Jeff to prawdziwa skarbnica wiedzy. Jeśli spytasz go o jakiś mecz z 1999 roku, to w ciągu paru sekund poda wynik, strzelców goli i jeszcze wspomni jaka była pogoda - zachwyca się menadżer Spartans Tom Wade. Passa najwierniejszego spartanina trwa od pucharowego meczu z Bath. - Nie dałem rady być na tym meczu. Graliśmy w środku tygodnia powtórkę w Pucharze Anglii. Oba miasta dzieli blisko 600 kilometrów, ale ja i tak byłem zdeterminowany, żeby jechać. Nie udało mi się jednak zorganizować transportu i przez cały mecz ślęczałem przed telegazetą i wypatrywałem jaki wynik. Kilka tygodni później spotkałem kumpla, który spytał mnie, czemu nie pojechałem z nimi do Bath, bo mieli miejsce w samochodzie. Nie wiedziałem, czy się rozpłakać, czy mu walnąć, ale kiedy mi to powiedział, to myślałem, że oszaleję. Od tamtej pory jestem już na wszystkich meczach swojej drużyny - kończy. Autor: Krzysztof Oliwa