"Zaczęło się już w Soczi. Wtedy, będąc oszołomiony dwoma złotymi medalami, przyjmowałem zainteresowanie kobiet jako normalny objaw popularności, lecz jedna konkretna pani zaczęła się pojawiać coraz częściej w Trondheim. Stała godzinami przez wiele dni wieczorami na parkingu pod budynkiem, w którym mieszkam obserwując moje okna" - powiedział narciarz. Wyjaśnił, że zaczął się czuć "zaszczuty", zastrzegł numer telefonu i zmienił adresy kont poczty elektronicznej, lecz pewnego dnia nie wytrzymał i w grudniu podszedł do tajemniczej kobiety: "rozmawialiśmy po angielsku i okazała się Rosjanką z Moskwy. Powiedziała, że jest we mnie zakochana". Przyznał, że od tej pory już jej nie widział, lecz był cały czas w podróży w kilku krajach - na zawodach i zgrupowaniach treningowych. "Teraz jednak, gdy jestem w Lahti, czuję przez skórę jej obecność. Ona gdzieś tu jest, zwłaszcza że z Moskwy ma bliżej tu niż do mojego Trondheim. Musi być bogata skoro ma tak dużo wolnego czasu i tak często przyjeżdża do drogiej Norwegii tylko w jednym celu" - powiedział Graabak.