"Pokazali ducha zespołowości. Solidny 10-osobowy zespół. Wspinanie w takiej grupie 'ciągnie'. Gdy szczyt atakują jedna, dwie osoby, to pojawiają się wątpliwości, a w grupie łatwiej uwierzyć sukces. Była to wiara poparta prognozami pogody - oknem pogodowym, umiejętnościami i tlenem, bo wiadomo, że dziewięciu z nich używało tlenu z butli. To oczywiście ma znaczenie, ale fakt zdobycia zimą K2 to ich sukces bez dwóch zdań. Ci, którzy mówią, że to niesportowe wejście, mają szansę na poprawienie stylu i wejście bez tlenu" - powiedział PAP Wielicki, który wraz z Leszkiem Cichym jako pierwszy w historii zdobył zimą najwyższą górę świata - Mount Everest (8848 m), czym zapoczątkowano epokę zimowych wejść na ośmiotysięczniki.Wielicki, który zimą wszedł jako pierwszy człowiek na świecie na trzy ośmiotysięczniki, w tym samotnie na Lhotse (8516 m, 31 grudnia 1988) w gorsecie ortopedycznym (był po wypadku na innej górze), cieszy się, że na K2 stanęli zimą Nepalczycy - Szerpowie. Dokonała tego grupa 10 wspinaczy, w której było m.in. dwóch zdobywców Korony Himalajów i Karakorum: Nirmal Purja (w 2019 r. dokonał innego historycznego wyczynu - w ciągu 189 dni zdobył z tlenem wszystkie 14 ośmiotysięczników) i Mingma Gyalje Sherpa."Śledziłem postępy Szerpów na K2 od kilku dni, a szczególnie od wczoraj, gdy zapowiadali atak szczytowy. Trochę zaryzykowali, ale najwyraźniej dobra pogoda - jak na Karakorum - ich +wciągnęła+. Cieszę się, że to Nepalczycy stanęli na szczycie. Najlepsze z najgorszego - patrząc na to z punktu widzenia polskiego himalaizmu. Do tej pory Szerpowie byli w cieniu wypraw himalajskich, robotnicy od czarnej roboty. Na K2 pokazali się jako grupa realizująca wyzwanie, choć byli uczestnikami różnych wypraw komercyjnych: my Nepalczycy mamy marzenia, nie wspinamy się za pieniądze. Podkreślali to, że są dumni, że robią coś dla swojego kraju. Podoba mi się takie podejście" - ocenił Wielicki.Himalaista, który za dokonania w górach najwyższych otrzymał wiele wyróżnień i nagród, m.in. Złoty Czekan za całokształt w 2019 r. (nagroda przyznawana jest od 1992 roku przez francuską Groupe de Haute Montagne oraz Montagne Magazine, zaś za całokształt wybitnych alpinistom od 2009 r.) uważa, że pewna epoka w historii himalaizmu się skończyła, ale nie oznacza to końca sportowej wspinaczki. "Zdobycie zimą K2 nie oznacza, że kończy się himalaizm, alpinizm, ale zamknęła się pewna epoka. Na pewno jeśli chodzi o pozyskiwanie środków na nowe wyprawy z ambitnymi celami będzie trudniej, bo K2 było magnesem i skupiało uwagę nie tylko naszego środowiska, ale i opinii publicznej. Dla mojego środowiska świat się nie skończył, góry się +nie przewróciły+. Wspinanie nadal pozostanie przyjemnością dla alpinistów, bo to jest nasza pasja. My nie kolekcjonujemy szczytów. To jest ważniejsze dla opinii publicznej, mediów, historii. Każdy może dalej realizować swoje cele, bo owszem coś zostało zdobyte, ale nie ja tego dokonałem. Faktem jest jednak, że sportowy himalaizm ma coraz mniej celów i są one coraz bardziej niebezpieczne, a ludzi dziś są skłonni mniej do ryzyka niż moje pokolenie, niż to było 40-50 lat temu. Myślę, że celem sportowym będą teraz wielkościanowe wspinaczki na sześcio- i siedmiotysięcznikach" - podkreślił.Zdaniem Wielickiego, który w 2018 r. został wraz ze słynnym Włochem Reinholdem Messnerem (jako pierwszy zdobył Koronę Himalajów i Karakorum) laureatem Nagrody Księżniczki Asturii w kategorii sport, zdecydowanie lepsze są możliwości komunikacyjne obecnych ekspedycji w porównaniu do wypraw w latach 80 i 90 XX wieku, gdy Polacy dokonywali pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki. Dodał jednak, że zawsze najważniejsze są umiejętności ludzkie."Możliwości komunikacyjne, korzystanie z dokładnych prognoz pogody zdecydowanie pomagają w logistyce, ale to człowiek jest zawsze najważniejszy, no i trzeba mieć szczęście do pogody, jakie mieli nepalscy wspinacze. Rzadko się zdarza, by zimą w Karakorum były trzy dni tak dobrej pogody - mam na myśli brak huraganowych wiatrów i całkiem znośne temperatury. W tym roku było na szczycie i w bazie cieplej niż w poprzednich latach. My na Evereście czy Lhotse mieliśmy kłopoty z przekazaniem informacji o zdobyciu wierzchołka, a prognoz pogody nie było. Wychodził jeden zespół i wracał, drugi, trzeci, bo następowało załamanie pogody i dopiero czwarty czy piąty +wstrzelił się+ w lepsze warunki, które umożliwiały wspinaczkę. Teraz możemy śledzić niemal +na żywo+ to, co się dzieje na wierzchołku K2. Jest inaczej. Na pewno bardziej bezpiecznie. Nie wiem, czy lepiej, czy gorzej. Kijem Wisły nie zawrócimy, świat się zmienia... " - dodał.Olga Miriam Przybyłowicz