Z bardzo pobieżnych badań terenowych wynika, że jeśli bliźniaki jednojajowe uprawiają sport wyczynowy to raczej są to dyscypliny zespołowe, zwłaszcza piłka nożna. Piotr i Paweł Brożek, Ronald i Frank de Boer, Rafał i Łukasz Gikiewiczowie, Rene i Willy van der Kerkhof, Flavio i Marco Paixao. Ci ostatni akurat ze sobą od lat nie rozmawiają, ale są raczej wyjątkiem od reguły, przeważnie bliźniaki wiąże specjalna więź i telepatia - na arenach sportowych i poza nimi. Osobny rozdział stanowią obdarzone zupełnie inną wrażliwością kobiety, w dodatku uprawiające sport indywidualny, w dodatku współodczuwające bliźniaczki. Dorota i Małgorzata Tlałkówny urodziły się 27 kwietnia 1963 r. w Zakopanem - Dorota przyszła na świat pięć minut szybciej od siostry. Ojciec Jan był 16-krotnym mistrzem Polski panczenistów, matka Władysława reprezentantką kraju w narciarstwie biegowym. W wieku 12 lat siostry porzuciły sporty rodziców, by skoncentrować się na zjazdach. Bliźniaczki rywalizowały ze sobą, ale nie zazdrościły tylko wspierały się wzajemnie. - Siostrę miałam tuż obok, czyli - tak naprawdę - atmosferę domu, większość roku przebywając poza nim. Proszę zwrócić uwagę, że rodzeństw z sukcesami w narciarstwie alpejskim jest sporo. I wszystkie się wspierają. Dzięki Dorocie czułam się bezpieczniej. Spokojniej - mówiła Małgorzata Tlałka-Długosz w wywiadzie dla Eurosportu. Bliźniaczki pierwszy raz pojawiły się na scenie międzynarodowej w zawodach Pucharu Świata w Austrii w 1981 r. Po pierwszym przejeździe Dorota była pierwsza, Małgorzata trzecia. W drugim zjeździe wypadły z trasy, obie w tym samym punkcie - tego można było się spodziewać po kobietach, które pierwsze ćwierć wieku życia spędziły razem - przed igrzyskami olimpijskimi w Calgary w 1988 r. mówiły że najdłużej w życiu nie widziały się przez trzy tygodnie, czując się wtedy bardzo nieswojo. Grudka śniegu w Sarajewie Ale na początek, trzy łyki statystyki. Na zimowych igrzyskach olimpijskich Polska zdobyła dotąd 23 medale, z czego sześć w łyżwiarstwie szybkim, pozostałe 17 w konkurencjach narciarskich. Cztery medale w XX wieku (w tym sensacyjne złoto Wojciecha Fortuny), pozostałe w bieżącym stuleciu. Sporty uprawiane na nartach dzielą się zasadniczo na: narciarstwo alpejskie, w którym sportowcy zjeżdżają ze stromych stoków;narciarstwo klasyczne polegające na biegach. Do drugiej z tych kategorii zaliczają się ukochane przez Polaków skoki narciarskie. Chociaż, między Bogiem a prawdą, rodacy uwielbiają też narciarstwo zjazdowe, zaświadczy ten kto choć raz był we włoskim Livingo czy austriackim Zillertal. Popularność zjazdów nie przekłada się na wyczyn. W konkurencjach zjazdowych żaden Polak nie stanął nigdy na olimpijskim podium, choć ten zaszczyt przypadał tak nie narciarskim krajom jak Australia czy Nowa Zelandia. Bardzo blisko medalu Biało-Czerwoni narciarze byli 40 lat temu podczas igrzysk olimpijskich w jugosłowiańskim Sarajewie - dziś to stolica Bośni i Hercegowiny. To wtedy w konkursie na górze o nazwie Jahorina (dziś na terenie Republiki Serbskiej wewnątrz Bośni i Hercegowiny) rywalizowały siostry Tlałkówny - zawody rozegrano w gęstej jak kasza manna mgle - to była loteria. Na 45 zawodniczek ukończyły go 22, wygrała Paoletta Magoni, która w Pucharze Świata nie zajęła wcześniej nigdy lepszego miejsca niż szóste. Szósta w Sarajewie była Małgorzata, która przed zawodami trenowała z jednym kijkiem, drugiego nie była w stanie utrzymać, bo jej dłoń poranił...zbity słoik. Dopiero tuż przed zawodami "Margo" miała zdejmowane z ręki szwy, takie detale potrafią zdecydować o medalu. Mocniejsza wydawała się Dorota, w pierwszym zjeździe jechała bardzo dobrze, ale gdy do mety były tylko trzy bramki, Polka odchyliła się i nie była zrobić prostego skrętu w prawo. Co się stało? - Grudka zlodowaciałego śniegu wyprysnęła chyba spod nart i uderzyła mnie w głowę. Chwilę później tyczka rabnęła mnie w głowę i zgubiłam gogle. Zupełnie straciłam orientację i to był koniec...- Dorota Tlałka starała się nadrabiać miną, żartowała że dostarczyła fotoreporterom dobrego materiału do zdjęć, ale żal było jej straconej szansy, chociaż siostry miały dopiero po 21 lat. Kolejna okazja dopiero za cztery lata w kanadyjskim Calgary. Dorota była ósma w slalomie, Małgorzata 19. w gigancie - tyle, że już w trójkolorowych barwach Francji. Fikcyjny ślub Przygotowując się do mistrzostw świata w 1982 r. (Dorota zaskoczyła wszystkich wysokim czwartym miejscem - dwie dziesiąte sekundy od podium), na wywiad bliźniaczki zaprosił Christian Mogore. To dziennikarz piszący o sportach zimowych dla "Le Dauphinè Libèrè", wychodząca w Grenoble gazeta, która jeszcze w 2020 r. miała prawie 200 tysięcy dziennej sprzedaży. Coś zaiskrzyło między Dorotą i Christianem. Na tyle, że latem 1985 r. siostry wyjechały z ojcem do Francji. On wrócił, one nie. 12 października 1985 r. siostry-bliźniaczki stanęły na ślubnym kobiercu w Grenoble. Dorota poślubiła Christiana, Małgorzata - jego o rok młodszego brata Christophe'a. Tej niecodziennej ceremonii poświęcono reportaż w ramach cotygodniowego przeglądu wydarzeń sportowych "Stade 2". Krótki film i rozmowa z jednym z braci miały wyjaśniać, że podejrzenia o "małżeństwo dla pozoru" są niesłuszne. "Wprawdzie wygląda to na opowieść z bajki - wyjaśniał mąż Doroty - jednak chodzi o małżeństwo najzupełniej prawdziwe". Christian nie kłamał. Państwo Mogore są ze sobą razem do dziś. Z kolei małżeństwo Małgorzaty było fikcyjne. - To był jedyny sposób, żeby móc dalej startować, żeby nie kończyć kariery. Dla mnie ten wyjazd nigdy nie był celem samym w sobie. Pojechałam do Francji, aby znaleźć lepsze warunki do treningów i podnosić swój poziom sportowy - mówiła Małgorzata w 2021 r. na łamach sport.pl. Dorota zamieszkała z mężem w Uriage-Les-Bains, 13 km od Grenoble. Razem z nimi...zamieszkała Małgorzata, której "mąż" Christophe pozostał w Grenoble. Przed igrzyskami w Calgary w 1988 r. bliźniaczki odwiedził amerykański magazyn "Sports Illustrated" (to musiał być złoty wiek prasy), by opowiedzieć ich niezwykłą historię. "Margot" (bo tak mówiono o niej we Francji) opowiadała o zaaranżowanym małżeństwie bez wielkiego entuzjamu, ale i bez wstydu. Mówiła, że są z Christophem dobrymi przyjaciółmi, zresztą całą czwórkę państwa Tlałka-Mogore łączyła niezwykła relacja. - Jestem nie tylko mężem Doroty - przyznawał Christian. - Czuję się również jak brat Małgorzaty. Jedna armatka i tajemnice alkowy PRL-owska prasa nie pisała dużo o sprawie sióstr, reżimowe media miały raczej zwyczaj wyciszania takich spraw. Były jednak (nie)chlubne wyjątki - katowicki "Sport" niby nie wnikał, jednak taki red. Zygmunt Dziubek namiętnie o nich pisał, ale jakby z pewną taką nieśmiałością: "(...) oto nadszedł czas by przestać zajmować się alkowiano-biznesowymi przypadkami pań Magore. To był temat fajny, ale już nie jest fajny" . Nie wiadomo chwalił się czy żalił, wreszcie pod koniec grudnia komuniści triumfowali: "Bliźniaczki zawieszone!" - zdecydował zarząd PZN na wyjazdowym plenarnym posiedzeniu w Bielsku-Białej. Obok sprawy bliźniaczek dyskutowano sprawę zakupu (jedynej!) armatki śnieżnej dla zakopiańskich skoczni i stoku Nosala - jak podkreślały media, ten temat wałkowano od dekady. Jak wszyscy sportowcy na wysokim poziomie, bliźniaczki nie miały krzywdy w komunistycznej Polsce. Obie kandydowały w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" w roku 1984, Dorota Tlałka była ósma, Małgorzata rok wcześniej - dziesiąta. Jednak czegoś im brakowało, zwłaszcza że miały kontakt z konkurentkami z zachodniej Europy, widziały jak zawodniczki były ubrane, jaki miały sprzęt, jak trenowały. Początkowo siostry myślały o studiach we Francji i startowaniu wciąż w polskich barwach, były też myśli o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Ten plan nie wypalił. Inny świat W ostatnich latach światło w tunelu dla polskiego narciarstwa alpejskiego zapaliła Maryna Gąsienica - Daniel, zakopiańska krajanka sióstr Tlałka, ale na podium zawodów Pucharu Świata nie stanęła. Aż trudno w to uwierzyć, ale ostatnimi Polkami, które dostąpiły tego zaszczytu były bliźniaczki już prawie cztery dekady temu. Dorota była na podium pięć razy, Małgorzata aż osiem, choć tylko ta pierwsza stanęła na najwyższym stopniu podium. Spore sukcesy choć organizacja iście partyzancka jak w to w PRL. - Był jeden trener, który z nami jeździł. I serwisant, który przygotowywał sprzęt. Trening mentalny nie istniał. W kondycyjnym podpowiadały osoby z zewnątrz. Byli rehabilitanci, tu w zakopiańskim COS-ie, oraz specjaliści pomagający nam zupełnie poza sztabem. Odpoczynek gdzieś w ciepłym kraju po sezonie finansowali oczywiście rodzice. W przypadku kontuzji lekarze też z COS-u, ale wiadomo, że indywidualnie próbowałyśmy uderzać do tych, którzy na danym problemie znali się najlepiej. Totalny spontan. Partyzantka. Inne czasy. Dzisiaj spontan i partyzantka to za mało, już nie wystarczą - mówiła Małgorzata na łamach Eurosportu. We Francji bliźniaczki zobaczyły z bliska profesjonalizm, można napisać, że "przeszły na zawodowstwo" i zyskały motywację oraz pole do rozwoju. W reportażu "Sports Illustrated" siostry narzekały na trenera Andrzeja Kozaka - "członka partii, który chciał nas kontrolować". Ale na pewne rzeczy Kozak nie miał wpływu. Najlepsi na świecie zawodnicy trenują cały rok, a Polska nie miała przecież lodowca - to akurat nie było winą komunistów. Ale już jedna jedyna i to mało wydolna fabryka nart w Szaflarach to efekt systemu centralnego planowania. W komunizmie wszyscy mieli być jednakowi, we Francji siostry-bliźniaczki zaczęły się odróżniać, przynajmniej tak je opisuje reporter "Sports Illustrated", pisząc że Dorota jest o wiele bardziej wyluzowana i otwarta, "Margot" nerwowa i ma tendencję, by trenować zbyt często i zbyt intensywnie. Dorota jeździ na nartach lekko i finezyjnie, podczas gdy Małgorzata bardziej agresywnie, ale to ona zabierała głos na konferencjach prasowych, by wypowiadać się w imieniu siostry i swoim. Dorota przyznaje, że na starych filmach ciężko poznać, która siostra jest która. W 1988 r. jej mąż wtrąca, że "Margo" jest o cztery kilo cięższa od siostry, ale zaraz ucina i milknie zgromiony spojrzeniem przez nie obie. Wie, że stąpa po cienkim lodzie poruszając takie tematy. Dziś bliźniaczki wiodą dostanie i spokojne życie, choć każda gdzie indziej. Jak przewidywał już w 1988 r. "Sports Illustrated" Dorota Tlałka - Mogore została we Francji, za to niespokojny duch Małgorzata wróciła do domu, do Zakopanego, gdzie prowadzi Fundację HANDICAP, zajmującą się integracją przez sport. Kilka lat temu o Małgorzacie i geotermalnej współpracy jej męża Piotra z ojcem Tadeuszem Rydzykiem było głośno, ale to już temat na zupełnie inną opowieść. Maciej Słomiński, INTERIA