Miesiąc temu Damian Żurek w występie na torze w niemieckim Inzell uzyskał czas 34,93 sek. w zawodach otwarcia sezonu. Tak szybko jeszcze nigdy nie zaczynał. To bardzo cenny czas, bo przecież jego rekord życiowy 34,29 sek. pochodzi z 2021 roku z bardzo szybkiego toru w Calgary. To naprawdę napawa optymizmem. Obecnie Żurek sklasyfikowany jest, nie licząc Rosjan, na 14. miejscu na świecie w tym sezonie na 500 metrów. Jego wynik jest czwartym rezultatem uzyskanym na europejskim torze tej jesieni. Rusza PŚ w łyżwiarstwie szybkim. Liczymy na naszych sprinterów Tak szybki jeszcze nie był. Trenuje z idolem z dzieciństwa Sam Żurek nie ukrywa, że ma apetyt na naprawdę szybką jazdę tej zimy. Być może nawet pokusi się o atak na rekord Polski. Ten od dwóch lat dzierży Piotr Michalski - 34,189 sek. - Tak szybko w tym momencie sezonu jeszcze nigdy nie jeździłem. Jestem zadowolony, bo od pierwszego startu było widać efekty pracy latem nad pewnymi elementami - powiedział Żurek w rozmowie z Interia Sport. - Nie mam żadnych oczekiwań przed tym sezonem. Dla mnie najważniejsze jest, by biegi wychodziły jak najlepiej technicznie. Jeśli tak się stanie, to będę z tego zadowolony - dodał. W ostatnich latach wiodącą postacią w polskim sprincie był Piotr Michalski, który nawet otarł się o medal zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie (2022). Teraz to Żurek wyrasta na numer jeden w kadrze, choć rywalizacja o to miano jest szalenie zacięta. Poza wciąż znakomicie jeżdżącym Michalskim jest jeszcze przecież Marek Kania, który również błysną w przedsezonowych startach. - Pchamy się wynikami. Ciągle ze sobą rywalizujemy na treningach, a to tylko podnosi poziom i tak już silnej naszej grupy - przyznał Żurek. Trenerem główny polskiej kadry jest Paweł Abratkiewicz, ale za grupę sprintu odpowiada znakomity jeszcze nie tak dawno zawodnik Artur Waś. Choć łyżwiarz z Tomaszowa Mazowieckiego to typowy sprinter, to tej jesieni poprawił rekord życiowy na 1500 metrów. Teraz wynosi on 1.47,93 sek. Chciał się on sprawdzić na tym dystansie w Inzell, bo w sprincie drużynowym, w którym Polacy stają na podium, kończy rywalizację, a zatem wytrzymałość też jest mu bardzo potrzebna. To też pokazuje, że zrobił postęp w technice. Może złamać magiczną granicę. Niewielu to się udało - Wiraże mam bardzo dobre i dlatego bardziej tego lata skupiałem się na technice na prostych. Tutaj można było wiele poprawić. Także jeśli chodzi o otwarcie biegu. Stąd też większa praca na siłowni. To dało efekty, bo w Inzell otworzyłem bieg na 500 m w 9,8 sek., co - jak na mnie - było znakomitym wynikiem. Plan, jaki obmyśliliśmy z trenerem, działa - cieszył się 24-latek. Żurek nie ukrywał, że na pewno na torze w Salt Lake City, gdzie Puchar Świata ma się odbyć pod koniec stycznia przyszłego roku, stać go będzie na pobicie rekordu Polski. Na to wskazuje wynik uzyskany w Inzell. To tor kryty położony w tym momencie najwyżej w Europie. Przełożenie jest takie, że przy podobnym biegu na szybszych torach w Calgary czy Salt Lake City można na 500 m uzyskać lepszy czas o około sekundę. Żurek jest zatem w stanie złamać granicę 34 sek. Ta sztuka udała się w do tej pory w historii tylko ośmiu łyżwiarzom. - Tyle że na tak szybkim lodzie trzeba się trochę objeździć, bo na nim są zupełnie inne prędkości. Do tego Salt Lake City jest wyżej, więc tlenu jest mniej. Trzeba posiedzieć tam chwilę dłużej, by się zaaklimatyzować - zauważył Żurek. Do Japonii, na inauguracyjne zawody Pucharu Świata w Obihiro, nasza kadra udała się już kilka dni wcześniej. Żurek się cieszył, bo do tej pory nie miał okazji posmakować azjatyckiej kuchni, ale teraz obiecał, że to nadrobi. W swoim mieście ma jedyną w Polsce halę, ale nie ma w niej lodu Na koniec przyznał, że jest mu bardzo przykro w związku z sytuacją, jaka ma miejsce w Tomaszowie Mazowiecki. Sam jest z tego miasta i zupełnie inaczej wyobrażał sobie możliwości treningu w jedynej krytej hali lodowej w Polsce. Przez kilka ostatnich lat były mniejsze lub większe problemy, ale jesienią lód zawsze był. W tym roku ma zostać zamrożony dopiero 28 listopada. A mówimy przecież o obiekcie strategicznym dla polskiego łyżwiarstwa. - Jestem zawiedziony tym, że w hali lodowej nie ma... lodu. Widziałem też wypowiedzi prezydenta miasta, który mówił, że nie będzie sponsorował polskiej kadry. To są naprawdę słabe zagrywki. To jedyny taki obiekt w Polsce, w którym można pod dachem trenować łyżwiarstwo szybkie, a tymczasem jest on przeznaczony do innych celów, choć przecież powstał dla nas. Mam nadzieję, że Arena w Tomaszowie Mazowieckim trafi kiedyś pod zarządy Centralnego Ośrodka Sportu i wówczas będzie przeznaczona dla sportowców, a nie nie będzie służyła organizacji biesiad ludowych - zakończył Żurek. Jest kadra Polski na pierwsze zawody Pucharu Świata w sezonie