Z Oskarem Kwiatkowskim, aktualnym mistrzem świata w snowboardowym slalomie gigancie równoległym, wiązaliśmy wielkie nadzieje w tym sezonie. Od początku zimy zawodnik z Białego Dunajca nie mógł jednak złapać wysokich obrotów. Bywało też, że minimalnie przegrywał. Do Krynicy-Zdroju, gdzie po raz pierwszy w historii odbywał się Puchar Świata w snowboardzie, jechał naładowany dobrymi emocjami po ostatnim występie w Simonhoehe. W Austrii w końcu dotarł do ćwierćfinału i zajął szóste miejsce. Naszemu mistrzowi świata zakręciła się łezka w oku. To zaskoczyło go w Polsce Świetne kwalifikacje Oskara Kwiatkowskiego i bolesna porażka W Polsce chciał powalczyć o podium. I po eliminacjach można było mieć na nie nadzieje. Kwiatkowski zajął w nich bowiem trzecie miejsce, potwierdzając tym samym, że może się włączyć do walki o czołowe lokaty. Nasz mistrz świata był przy tym szalenie skoncentrowany. Starał się unikać ludzi, bo przecież w Polsce wszędzie dookoła było pełno znajomych. W 1/8 finału Kwiatkowski trafił na znakomitego Austriaka Benjamina Karla. 38-latek to aktualny mistrz olimpijski. Doszło zatem do spotkania na szczycie. Bo walczyli ze sobą mistrz świata i złoty medalista olimpijski. Dodatkowo Karl ma już w kieszeni triumf w klasyfikacji generalnej PŚ w slalomie gigancie równoległym. Nasz zawodnik przegrał jednak rywalizację o 0,81 sek. - Dzisiaj przegrałem, ale może w niedzielę wygram. Zaraz po tym starciu były nerwy, ale potem starałem się na chłodno przyjąć porażkę. Schowałem się, żeby w spokoju obejrzeć dalszą część zawodów. W ten sposób odreagowywałem. To mi pomaga, bo wtedy się uspokajam - mówił Polak. Kwiatkowski w starciu z Karlem zdecydował się na wybranie czerwonej trasy. Ta była wolniejsza od niebieskiej na górze, ale szybsza na dole. Oskar Bom, trener naszej kadry, sugerował, by 27-latek wybrał niebieską trasę, ale ten ostatecznie postawił na czerwoną. - Na początku stawialiśmy na niebieską trasę. Obejrzałem jednak pierwsze pojedynki w telewizji i ostatecznie zdecydowałem się na czerwoną. Miałem prawo wyboru, bo byłem wyżej sklasyfikowany w kwalifikacjach, mogłem też trasę wybrać dwa przejazdy wcześniej. Postawiłem na czerwoną trasę - wyjaśnił wybór. Zapytany o to, co pomyślał sobie, kiedy trafił na Karla, odparł: - Nie patrzyłem na nazwisko. Podszedłem do tego tak, że każdego trzeba traktować, jak silnego rywala. Bywało, że już z nim wygrywałem. Tym razem jednak przegrałem. Kwiatkowski już na górze popełnił błędy, które wytrąciły go z równowagi. - Już na drugiej bramce podbiło mnie. Od tego momentu nie mogłem złapać dobrego rytmu. Nie trzymałem się linii, która była wyjeżdżona i tak traciłem. Przy nadziei trzymało mnie jeszcze to, że czerwona trasa na dole była szybka. Widziałem Benjamina przed sobą, ale liczyłem na to, że ostatnie bramki na niebieskiej trasie będą dla niego mniej litosne. Dlatego walczyłem do samego końca - opowiadał nasz mistrz świata. Kwiatkowski podkreślał znakomite przygotowanie trasy, choć to wymagało od organizatorów niebywałej gimnastyki, bo warunki nie sprzyjały. Było ciepło i miękko. 27-latek cieszył się też z tego, że zmagania obejrzał komplet publiczności. Po wygraną sięgnął Austriak Andreas Prommegger. Dla niego to była 23. wygrana w PŚ. W finale o zaledwie 0,06 sek. wyprzedził on Włocha Rolanda Fischnallera. Trzecie miejsce zajął jego rodak Daniele Bagozza, który w małym finale pokonał Austriaka Fabiana Obmanna. Z Krynicy-Zdroju - Tomasz Kalemba, Interia Sport