W naprawdę dobrym stylu do zawodowego sportu wróciła Aleksandra Król-Walas, która specjalizuje się w slalomie gigancie równoległym. Polka pokazała moc już pod koniec listopada, gdy dotarła do wielkiego finału zmagań w chińskim Mylin. Walka o triumf na inaugurację była pasjonująca, lecz minimalnie lepsza okazała się Ester Ledecka. "Wiedziałam, że jestem szybka, bo trenowałam razem z Niemkami, Szwajcarkami i Japonką i wygrywałam z nimi na treningach, ale wiadomo, że trzeba to było jeszcze pokazać w zawodach. Nie ukrywam, że byłam bardzo zestresowana, bo to był mój pierwszy start po rocznej przerwie. Jakoś jednak sobie z tym poradziłam" - mówiła po wszystkim w rozmowie z Tomaszem Kalembą z Interia Sport. Aleksandra Król-Walas na podium Pucharu Świata. Niebawem zaprezentuje się w Polsce Nasza rodaczka została na kontynencie azjatyckim. Niestety zawody w Yanqing nie poszły po jej myśli. Aż wreszcie karuzela Pucharu Świata przeniosła się do Europy, a dokładniej do włoskiej Carezzy. 12 grudnia 34-latka ponownie dała o sobie znać i uplasowała się na drugim miejscu. Polka w drodze po przepustkę do finałowej batalii pokonywała kolejno: Sabine Payer, Marię Bukowską-Chyc oraz Tsubaki Miki. Niestety w decydującym wyścigu o zaledwie 14 setnych sekundy doświadczoną sportsmenkę pokonała Jasmin Coratti. Pojedynek z przedstawicielką gospodarzy obfitował w emocje. Obie szły łeb w łeb, lecz minimalnie szybciej na mecie zameldowała się zawodniczka z Italii. Polka z jednej strony ma czego żałować. Z drugiej jednak objęła fotel liderki Pucharu Świata w slalomie gigancie równoległym. 34-latka zmierza po życiowy wynik w karierze i jeśli nie spuści z tonu, to kto wie czy za kilka miesięcy kibice z kraju nad Wisłą nie będą mieć ogromnych powodów do radości. Aleksandra Król-Walas za kilka miesięcy wystartuje zresztą przed lokalną publicznością. W dniach 1-2 marca odbędą się zmagania w Krynicy.