Kombinacja norweska, czyli połączenie skoków i biegów narciarskich, to dyscyplina mająca bogate tradycje, choć w ostatnich latach jej prestiż podupada. Wymaga bowiem katorżniczego treningu i w wielu krajach zwyczajnie brakuje zawodników do jej uprawiania. Coraz mniej nacji pojawia się w Pucharze Świata, stąd nawet zagrożenie, że wypadnie z programu igrzysk olimpijskich. W Polsce zresztą również borykamy się z takimi kłopotami, bo jedynym przedstawicielem naszej kadry, zdobywającym punkty PŚ, jest Joanna Kil. Nie mają wątpliwości. Dawid Kubacki numerem jeden "Kadra w zasadzie nie istnieje". Małysz nie przebierał w słowach Obecnie jedynym zawodnikiem w naszym kraju, który prezentuje poziom predestynujący go do występów w Pucharze Świata, ale absolutnie nie do walki o czołowe lokaty, jest Andrzej Szczechowicz. Co gorsza, nie widać nie tylko kandydatów do reprezentacji, ale i potencjalnych następców czy młodych talentów. "U nas jest bardzo duży problem. Myśleliśmy, że ci młodzi trenerzy, którzy chcą się kształcić, którzy współpracują z Austriakami, sobie poradzą. Na razie wygląda to tak sobie" - dodał prezes PZN. Naciski na Thurnbichlera. Małysz postawił sprawę jasno Pójdą drogą kadry kobiet w skokach? Wspomniana współpraca z trenerami z Austrii nie układa się jednak tak, by dać impuls do rozwoju. Jednym z pomysłów na to, by jakoś rozruszać kombinację norweską w Polsce, jest pójście drogą kobiecej kadry w skokach narciarskich i zatrudnienie trenera z zagranicy. Skąd w ogóle wzięła się współpraca ze specjalistami z innych krajów? "FIS wręcz nakazał mocniejszym w tej dyscyplinie krajom, by pomogły tym słabszym państwo w rozwoju. Są przymiarki do tego, że kolejne igrzyska we Włoszech mogą stać się dla kombinacji norweskiej ostatnimi, bo nie ma zainteresowania" - tłumaczy Małysz.