Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wielki powrót polskiej medalistki, idealny początek sezonu. "Po to właśnie wróciłam"

Wspaniale w inauguracyjnych zawodach Pucharu Świata w snowboardzie alpejskim spisała się Aleksandra Król-Walas. Polka, medalistka ostatnich mistrzostw świata, wracała do sportu po ponad półtorarocznej przerwie spowodowanej urodzeniem córki. Nowotarżanka już w pierwszych zawodach sezonu w chińskim Mylin błysnęła wielką formą w slalomie gigancie równoległym.

Aleksandra Król-Walas (pierwsza od lewej) na podium PŚ w snowboardzie w Mylin
Aleksandra Król-Walas (pierwsza od lewej) na podium PŚ w snowboardzie w Mylin/Miha Matavz/FIS/materiały prasowe

Aleksandra Król-Walas znakomicie rozpoczęła sezon Pucharu Świata w snowboardzie alpejskim. W chińskim Mylin zajęła drugie miejsce. Przed nią była tylko znakomita Czeszka Ester Ledecka.

Polka już w eliminacjach spisała się znakomicie. Była w nich druga, co pokazała, jak znakomitą formę przywiozła na start sezonu. W pierwszym przejeździe na niebieskiej trasie była nawet szybsza od Ledeckiej.

Puchar Świata w snowboardzie na Jaworzynie Krynickiej/interia/INTERIA.PL

Aleksandra Król-Walas: wiedziałam, że jestem szybka

Dla 34-latki to piąte podium PŚ w karierze i trzecie w slalomie gigancie równoległym.

Wiedziałam, że jestem szybka, bo trenowałam razem z Niemkami, Szwajcarkami i Japonką i wygrywałam z nimi na treningach, ale wiadomo, że trzeba to było jeszcze pokazać w zawodach. Nie ukrywam, że byłam bardzo zestresowana, bo to był mój pierwszy start po rocznej przerwie. Jakoś jednak sobie z tym poradziłam

~ cieszyła się Król-Walas w rozmowie z Interia Sport.

- Już eliminacje pokazały mi, że jest dobrze. Wygrałam w ogóle pierwszy przejazd. W drugim popełniłam jeden błąd i straciłam nieco czasu, dlatego byłą finalnie druga w eliminacjach. W finale ruszałam zatem pełna nadziei - dodała.

Chińskie Mylin debiutuje w programie Pucharu Świata w snowboardzie. Organizatorzy stanęli jednak na wysokości zadania, bo przygotowali trasę. Zawodnicy skarżyli się jednak na zbyt późną porę zawodów. Finałowa rywalizacja ruszała o godzinie 14.30 miejscowego czasu (7.30 w Polsce).

- Czerwona trasa była dziurawa, a do tego było bardzo trudne światło. Zaczął zapadać zmrok i niewiele było widać. Przez to pojawiły się błędy w moim finałowym przejeździe, bo jechałam na czuja. Bardzo się cieszę z tego drugiego miejsca. Nie wracałam do sportu po to, by zajmować odległe lokaty, tylko po to, by bić się o najwyższe pozycje. Udowodniłam sobie i innym mamom, że da się wrócić do sportu na najwyższym poziomie po urodzeniu dziecka - mówiła Król-Walas.

Dla niej wyjazd do Chin wiązał się z najdłuższą rozłąką z córeczką. Polka oczywiście bardzo to przeżywa.

Jej powrót z pewnością bardzo pomógł naszemu mistrzowi świata Oskarowi Kwiatkowskiemu. W ubiegłym sezonie dźwigał on cały ciężar polskiego snowboardu na swoich barkach. W tym zluzowała go nieco Król-Walas.

Kwiatkowski spisał się także bardzo dobrze. W eliminacjach był trzeci, by ostatecznie zawody ukończyć na piątej pozycji. Walkę o półfinał przegrał o włos.

Na 24. pozycji wśród pań sklasyfikowana została Maria Bukowska-Chyc, a u panów 44. był Andrzej Gąsienica-Daniel

Na niedzielę, 1 grudnia, w Mylin zaplanowano rywalizację w slalomie równoległym. Za tydzień karawana Pucharu Świata wystąpi w Yanquing, gdzie w 2022 roku odbywały się zimowe igrzyska olimpijskie.

Aleksandra Król/Mateusz Grochocki/Dzień Dobry TVN/East News
Stok w Mylin/Miha Matavz/FIS/materiały prasowe
Aleksandra Król/MARCO BERTORELLO/AFP


INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem