Dawid Kupczyk startował w pięciu zimowych igrzyskach olimpijskich. Był w Nagano (1998), Salt Lake City (2002), Turynie (2006), Vancouver (2010) i Soczi (2014). Na tych ostatnich był nawet chorążym polskiej reprezentacji. Po starcie w tych igrzyskach został odsunięty od kadry. Po prostu powiedział wówczas zbyt wiele gorzkich słów. Gwiazdor cudem uniknął śmierci. "Miałem dużo szczęścia w nieszczęściu" Dawid Kupczyk nowym trenerem kadry bobslei. Ma wprowadzić je na salony Z bobslejami, nazywanymi zimową Formułą 1, jednak się nie rozstał. Niebawem został bowiem trenerem czeskiej kadry, z którą radził sobie całkiem nieźle. Kupczyk pochodzi z bardzo sportowej rodziny. Jego ojciec Andrzej był w latach 70. czołowym biegaczem średniodystansowym na świecie. Biegł w finale igrzysk olimpijskich w Monachium (1972). Po zakończeniu kariery pracował jako trener przygotowania motorycznego. Poszczycić się może pracą w wielu klubach ligi NHL. Dawid Kupczyk z czeską kadrą pracował od 2015 roku. Od pewnego czasu do powrotu do Polski namawiali go działacze z Polskiego Związku Bobslei i Skeletonu. Aż w końcu im uległ. Na stanowisku trenera kadry zastąpił Olega Polyvacha. - Prezes PZBiS rozmawiał ze mną już od dwóch lat. W końcu uległem namowom, choć chciałem dalej pracować w Czechach. Ostatni sezon ukierunkował mnie jednak. Pomyślałem, że byłoby fajnie rozwinąć polskie bobsleje. Tym bardziej że związek ma wizję tego - powiedział Kupczyk. Polskie bobsleje zniknęły ze światowych salonów kilka lat temu. Próżno było szukać naszych reprezentantów w zawodach Pucharu Świata. Po raz pierwszy od dawna Biało-Czerwonych zabrakło też w zimowych igrzyskach w Pekinie. Ubiegłej zimy Polacy powrócili do rywalizacji w Pucharze Świata. Zresztą Arkadiusz Sobieraj, prezes Polskiego Związku Bobslei i Skeletonu, chwalił się, że nasza kadra nigdy nie była liczniejsza. Niestety przed tym sezonem ze startów w bobslejach zrezygnowało dwóch najbardziej doświadczonych pilotów Aleksy Boroń i Radosław Sobczyk. To nastąpiło tuż przed przyjściem Kupczyka do Polski. Wygląda zatem na to, że nasz pięciokrotny olimpijczyk będzie musiał rozpocząć budowanie wszystkiego od początku. Przynajmniej u panów. U kobiet jest bowiem Linda Weiszewski, która systematycznie robi postępy, a sporym wzmocnieniem może być przyjście w roli rozpychającej utalentowanej lekkoatletki Klaudii Adamek, która trzy lata temu startowała w igrzyskach olimpijskich w Tokio w sztafecie 4x100 metrów. Grząski teren, ale wielkie chęci. "Zaryzykowałem. Zostawię w tej pracy całe serce" Nie ma jednak co ukrywać, że wchodzi on na grząski teren, bo w Polsce ciągle trwa budowanie czegoś fajnego, a zaraz - jak w przypadku odejścia dwóch najbardziej doświadczonych pilotów - trzeba znowu wszystko zaczynać od nowa. - Nie ma stabilizacji w polskich bobslejach, ale to w dużej mierze zależy od samych chłopaków. W Czechach też nie było kolorowo, ale jak się to wszystko napędziło, to chętnych do tego sportu nie brakowało. Z Sienkiewiczem będę teraz zaczynał od zera. Mam jednak na niego plan. Jeśli zrobi 100 ślizgów w tym roku, to będzie jeździł. U kobiet jest jednak Weiszewski, która całkiem dobrze sobie radzi. Jestem wprawdzie trenerem głównym, ale kobietami będzie się bardziej zajmował Mirosław Cygan. Doszła też Adamek i jeśli tylko nie będzie się bała zjechać, to dziewczyny mogą robić naprawdę niezłe wyniki - przyznał 47-latek. Kupczyk przyszedł do pracy w Polsce zbyt późno, by robić nabór. Dlatego musi pracować z tymi ludźmi, którzy zostali, a tych - jak się okazuje - sporo się wykruszyło. I tak polskie bobsleje zaczynają budowę od zera. Przynajmniej jeśli chodzi o mężczyzn. - Zaryzykowałem. To była trudna decyzja, ale chcę jeszcze zrobić dla polskich bobslei, choć do tego sportu ludzie nie pchają się za bardzo. Mam też dziewczynę z Kanady, które chce spróbować sił w roli pilotki. U panów muszę zacząć nie od szukania rozpychających, a od szukania pilotów. Muszę mieć ich kilku, by miał potem, na czym to wszystko budować. Będzie trudno, ale jestem optymistą. Na pewno zostawię w tej pracy całe swoje serce - tłumaczył. Od biedy sam Kupczyk mógłby wsiąść do boba w roli pilota, bo takich rzeczy się nie zapomina. - Gdybym wsiadł do boba, to na sto procent pojechałbym na igrzyska. Musiałbym tylko trenować, a z tym nie jest tak łatwo, bo mam problemy z kolanami - śmiał się. Medal zimą, medal latem. Niezwykłe osiągnięcie olimpijki, jak ona to zrobiła?