- Gros ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak wielka jest różnica między turystyką uprawianą zimą a latem. Turystom brakuje roztropności, bo oczyma wyobraźni widzą te tłumy, które w wakacje gromadnie idą do Doliny Pięciu Stawów. To samo myślenie pokutuje przy próbie zdobycia Giewontu: "A dobra, może będzie trochę trudniej, ale przecież dam sobie radę!". Błąd, bo różnica jest szalona i to jest największym zagrożeniem! - przestrzega 71-letni Maciej Mojżyszek, aktywny przewodnik górski, z 43-letnim stażem, zrzeszony w Kole Przewodników Tatrzańskich PTTK im. Klemensa Bachledy. Istotnie, w górach, zwłaszcza porą zimową, nie ma miejsca na żarty. Wszak często pojawiają się komunikaty, że warunki do uprawiania turystyki są trudne, szlaki oblodzone, a jeszcze bardziej zdradliwe, gdy pokrywa je warstwa śniegu. Szlaki, które latem są banalnie proste nawet dla przeciętnie sprawnego człowieka, zimą stają się znacznie trudniejsze. A przy pewnych warunkach, bez specjalistycznego sprzętu, bywają nie do przemierzenia. Zapamiętajmy: szlaki banalne latem, zimą diametralnie zmieniają oblicze. Jak ustrzec się przed niebezpieczeństwem? Przy każdym wejściu na szlak turystyczny znajduje się tablica, informująca o aktualnym stopniu zagrożenia lawinowego. Obok mieści się legenda, która objaśnia, co dany stopień (w skali od 1 do 5) oznacza. To dla nas wskazówka, co trzeba wziąć pod uwagę i jaką ostrożność zachować (może nawet rozważyć rezygnację z wycieczki). Przeciętny turysta powinien bezwzględnie darować sobie wędrówkę przy trzecim stopniu zagrożenia lawinowego, określanym jako "znaczny". Natomiast nasz ekspert rekomenduje, żeby nie podejmować zbędnego ryzyka także przy drugim, w teorii umiarkowanym. - Drugi stopień jest bardzo niebezpieczny, bo tutaj "na dwoje babka wróżyła". Niby uchodzi za bezpieczny, ale właśnie wtedy zdarzają się bardzo poważne wypadki lawinowe. Przykładem jest tragedia z 2003 roku, gdy zginęło ośmiu uczniów, którzy pod opieką nauczyciela próbowali zdobyć Rysy. "Na papierze" ryzyko było minimalne, a mimo to podcięli lawinę i zjechali razem z nią, tracąc życie - przypomina z przestrogą Maciej Mojżyszek. Do uprawiania wysokogórskiej turystyki konieczny jest odpowiedni sprzęt. Absolutnym niezbędnikiem, który powinien znaleźć się na wyposażeniu piechura, są: raki (kolce do butów), czekan (rodzaj kilofa) i służący do zlokalizowania detektor lawinowy, czyli elektroniczne urządzenie, które należy włączyć jeszcze przed wyruszeniem w góry. Wcześniej warto wybrać się na szkolenie lawinowe, aby zdobyć wiedzę, jak należy posługiwać się tym sprzętem. Zabrzmi to banalnie, ale trzeba umieć chodzić w rakach oraz wiedzieć, jak posługiwać się czekanem, by w razie poślizgnięcia uratować się z opresji, umiejętnie wykorzystując sprzęt do wyhamowania. Dobrze jest mieć przy sobie także składaną łopatkę lawinową, bo śnieg na lawinisku ubija się w "beton". Bardzo przydatny byłby również tzw. plecak lawinowy, który - jak mało co - może uratować nam życie. - Zsuwając się z lawiną pociągamy, niczym spadochroniarz, za rączkę, powodując "odpalenie" poduszek powietrznych, które pomagają utrzymać się na powierzchni śniegu. Dzięki temu istnieje duża szansa, że śnieg nas nie wciągnie - tłumaczy Mojżyszek. Warto pamiętać, że są takie szlaki, na które w zimie, nawet bardzo dobrze wyposażony turysta, nie powinien się wybierać. Chociażby na słynną Orlą Perć, czyli szlak między przełęczami Zawrat i Krzyżne. To samo tyczy się Świnicy i Rysów. No chyba, że ktoś ma aspiracje taternickie lub wynajął wykwalifikowanego przewodnika. Natomiast, jeśli śmiałek już "musi" pójść na własną rękę, a góry nie są lodowe (czyli nie pokrywa ich twardy i zlodowaciały śnieg), wówczas powinien zmierzyć się z kilkoma sugerowanymi szczytami. - Mam tu na myśli przykładowo Giewont, Czerwone Wierchy lub Iwaniacką Przełęcz. Przy czym warunki muszą być w miarę dobre, turysta naprawdę niezły i dobrze by było, żeby łańcuchy w kopule szczytowej choć częściowo były odsłonięte - wyjaśnia Mojżyszek, który na przestrzeni wielu lat brał udział w przygotowaniach kondycyjnych wielu znamienitych sportowców. Bardzo intensywne marszobiegi w górach serwował m.in. Dariuszowi Michalczewskiemu, Andrzejowi Gołocie, Tomaszowi Adamkowi, Krzysztofowi Włodarczykowi i Przemysławowi Salecie. Podsumowaniem, ku przestrodze, niech będą trzy grzechy głównie popełniane zimą przez turystów: - niedocenianie warunków pogodowych i lekceważenie pory dnia. Turyści zapominają, że w grudniu dni są krótkie, dlatego bardzo często zastaje ich noc na szlaku - przecenianie swoich możliwości oraz sił - brak odpowiedniego wyposażenia. Artur Gac