Zbigniew Bródka, Konrad Niedźwiedzki i Jan Szymański to drużyna na medal olimpijski? Wiesław Kmiecik: - Mają realną, bardzo dużą szansę na podium igrzysk, przecież w ostatnich miesiącach już trzykrotnie zajmowali trzecie miejsca - w mistrzostwach świata i Pucharze Świata. A więc są podstawy do optymizmu. Ale o medalu w Soczi zadecyduje wiele czynników. Różnice w czołówce są niewielkie, a przecież zespół rywalizujący na 3 km to jak petarda, jadąca z prędkością 54-56 km/godz. Wystarczy minimalny błąd... Kwestia medalu rozstrzygnie się w obrębie sekundy, może nawet mniej. Walka o krążek skomplikuje się w przypadku choroby, kontuzji któregoś z trójki panczenistów? - W tym sezonie mieliśmy taki kłopot, kiedy zachorował Szymański. Roland Cieślak nie jest w tak dobrej dyspozycji, dlatego odczuwaliśmy brak Janka. Miało to też przełożenie na miejsce poza podium PŚ. Mam nadzieję, że w Soczi nic nam nie przeszkodzi i będziemy mogli wystawić najmocniejszą personalnie drużynę. Inne reprezentacje borykają się z tym samym problemem? - Rosjanie mają Iwana Skobriewa i Denisa Juskowa, którzy są może nawet indywidualnie lepsi od naszych na 5000 m, ale nie mają tego trzeciego do teamu. Trzech równych zawodników i do tego na wysokim poziomie posiada kadra Holandii. Bardzo mocni w tym sezonie są Amerykanie, z kolei Kanadyjczycy w pojedynczych startach nie błyszczą, lecz nie można zapominać, że są mistrzami olimpijskimi z Vancouver. Poza tym liczyć mogą się też Norwegowie. Zresztą, każda z ośmiu ekip chce znaleźć się w gronie trzech najlepszych. Eksperci i kibice liczą na medale igrzysk w łyżwiarstwie szybkim, ale sport jest nieprzewidywalny. Pan już kiedyś przeżył rozczarowanie olimpijskie związane z występem Jaromira Radkego w Lillehammer. - Nie zakładam, że nam się nie uda w Soczi, bo niby dlaczego? Wierzę w sukces. Z Jarkiem Radke była inna sytuacja, bo on był jeden, a wskoczył do światowej czołówki na miesiąc przed olimpiadą. Może zawody w Lillehammer przerosły i jego, i mnie? Nie ma co już do tego wracać. Teraz mamy od dłuższego czasu mocny skład i duże nadzieje. Udział w IO w Soczi w rywalizacji drużynowej pana podopieczni zapewnili sobie trzecią pozycją w PŚ w Berlinie. Za dużo szybsze uważane są tory w Salt Lake City i Calgary. - Ze względu na swoje wysokie położenie, a co za tym idzie inne ciśnienie, mniejszy opór, wyniki uzyskiwane na tych dwóch obiektach są nieosiągalne w innych miejscach. Dla porównania, na 1500 metrów na jednym okrążeniu różnica wynosi aż sekundę, a najlepiej pokazują to rezultaty Zbyszka Bródki, który za oceanem miał 1.42, a w Niemczech 1.45. Na dłuższych dystansach te różnice są dużo mniejsze. Ważna kwestia to również profesjonalna załoga przygotowująca amerykańskie i kanadyjskie tory. Jak na tle torów z cyklu PŚ wypada zakopiański? Niebawem w stolicy Tatr mistrzostwa Polski. - Jeśli jest normalna pogoda, nie ma zbyt dużego mrozu i wiatru, a lód jest dobrze przygotowany, to nie ma problemu. Inaczej byśmy się nie pchali do Zakopanego, tylko znów szukali zagranicznych miejsc do treningów. W Polsce żadne inne tory się nie nadają. Brak odpowiedniej bazy to największa bolączka? - Jednym słowem - porażka. Kłopot polega na tym, że u nas tory są mrożone tylko na trzy miesiące, a u naszych rywali - na sześć-siedem. Nikt nie wymaga, abyśmy mieli krajowe obiekty dostępne przez cały rok, ale u nas jest to zdecydowanie za krótko. W jaki sposób i na jakiej podstawie mamy oczekiwać następców obecnych kadrowiczów? Chciałbym, aby nowy minister sportu zadeklarował budowę hali lodowej, to byłoby bardzo ważne dla polskiego łyżwiarstwa szybkiego. Po mistrzostwach Polski reprezentantów znów czekają wyjazdy zagraniczne. Tak będzie aż do Soczi? - Lecimy na mistrzostwa Europy do Hamar, później kilka dni w Zakopanem i wyjazd do Berlina. W ostatnich dniach stycznia będziemy w Warszawie, gdzie odbędą się mistrzostwa kraju w sprincie, poza tym sprawy organizacyjne, m.in. ślubowanie olimpijskie. Do Rosji udajemy się 1 lutego. Trenujący na co dzień w Niemczech i Holandii Artur Waś i Konrad Niedźwiedzki mają inny program przygotowań? - Z Konradem spotykamy się dość często, z kolei Artur ma swój indywidualny program, ma swojego trenera. Jest pan zadowolony z ich postępów? - Są one widoczne u Niedźwiedzkiego, jest cały czas blisko podium i może w końcu stanie na nim w najważniejszych zawodach. Z Wasiem sytuacja jest taka, że po świetnym poprzednim sezonie, w tym nie miał żadnego dobrego biegu. W każdym zdarzały mu się pomyłki, a to przecież zawodnik, który - jako jeden z niewielu na świecie - rozpędza się w 9,52 do 100 metrów. Ale później jeszcze jest 400 metrów, które trzeba pojechać również dobrze. Być może wpływ na wyniki poniżej oczekiwać ma decyzja jego trenera, słynnego Kanadyjczyka Jeremy Wotherspoona, który postanowił, że wystąpi w Soczi jako zawodnik, więc musi dbać też o swoje przygotowania. Wierzę jednak, że Artur z bardzo dobrej strony pokaże się na igrzyskach. Rozmawiał Radosław Gielo