Damian Żurek znakomicie spisywał się w tym sezonie Pucharu Świata w łyżwiarstwie szybkim. Jego forma przyszła w najbardziej odpowiednim momencie. W Calgary został pierwszym polskim panczenistą, który sięgnął po medal mistrzostw świata na dystansach. 24-latek wywalczył brązowy medal w głównej imprezie sezonu. Teraz z nadziejami pojechał do Inzell, gdzie odbywają się mistrzostwa świata w wieloboju sprinterskim i wieloboju. W Zakopanem rośnie perła. To będzie najnowocześniejszy obiekt w Europie Damiana Żurka aż wyrzuciło na środek toru. Tak mocne było to uderzenie Niestety fatalnie dla niego zakończył się ostatni trening na torze w Bawarii. Nasz zawodnik miał wypadek, który wykluczył go z udziału w światowym czempionacie w Inzell. - Na razie jestem mocno poobijany, ale na to, co mi dokładnie jest, muszę poczekać do poniedziałku. Wtedy mam przejść badanie rezonansem. Jest bowiem podejrzenie pęknięcia obrąbka stawu biodrowego - powiedział Żurek w rozmowie z Interia Sport. Gdyby czarny scenariusz się sprawdził, to nie byłaby to dobra wiadomość. Jak jednak doszło do urazu? Badanie USG wykonane zostało na miejscu, ale w okolicy biodra było tak wiele mięśni, że trudno było sprawdzić stan obrąbka stawu biodrowego. Nasz panczenista narzeka jednak na ból w przedniej części. Do tego jest solidnie poobijany. - Psychicznie czuję się średnio, bo była szansa na dobre miejsce. Czułem, że moja forma znowu rośnie. Pachniało nawet tym, że będę w jeszcze lepszej dyspozycji niż w Calgary - mówił. Wydawało się, że jeszcze w czwartek będzie w Polsce, ale Polaka w Niemczech zatrzymał strajk linii lotniczych.