Kanadyjczycy wykonali piękny, perfekcyjny wręcz, program dowolny w rytm muzyki do filmu z "Love Story". Całość zakończyli efektownym podnoszeniem i dwoma piruetami. Ludzi na trybunach wpadli w ekstazę. Wstali z miejsc, wymachiwali kanadyjskimi flagami, a hala Delta Center aż trzęsła się w posadach od braw. - Widownia już wybrała. Owacja na stojąco - emocjonował się komentator amerykańskiej telewizji, a bohaterowie programu - para sportowa z Kanady: Jamie Sale i David Pelletier - z uśmiechami na ustach zjechała z lodu i usiadła na siedziskach w oczekiwaniu na oceny. Gdy te się pojawiły, nastąpiła konsternacja. W oczach Sale pojawiły się łzy, Pelletier spoglądał z niedowierzeniem, a kibice na trybunach buczeli. To nie Kanadyjczycy bowiem, a Rosjanie: Jelena Bierieżna i Anton Sicharulidze, zdaniem sędziów bardziej zasłużyli na olimpijskie złoto! Sędziowskie oszustwo? Rosjanie także pojechali bardzo dobry program dowolny, ale nie ustrzegli się błędu. Sicharulidze zaliczył małe potknięcie przy podwójnym axlu. Tym samym para dostała od sędziów oceny od 5,7 do 5,8 za elementy techniczne. Za prezentację artystyczną, czyli tzw. komponenty ich noty były jednak wręcz perfekcyjne (dwie 5,8 i aż siedem 5,9). Kanadyjczycy, którzy za wartość techniczną ocenieni zostali wyżej (5,8-5,9), potrzebowali więc przynajmniej pięciu not 5,9 za komponenty, aby zdobyć złoto. Dostali cztery, a resztę 5,8. Ich program najwyżej ocenili sędziowie z: Kanady, Japonii, Kanady i USA. W oczach arbitrów z: Rosji, Chin, Francji, Ukrainy i... Polski, pierwsze miejsce na podium należało się Rosjanom. - Zimna wojna wciąż trwa - donosiły po zawodach północnoamerykańskie media. - Okradli was, a sędziowie to tchórze - popierał swych rodaków były kanadyjski łyżwiarz Paul Martini, a obecna na trybunach słynna łyżwiarka rodem z NRD, mistrzyni olimpijska solistek z Sarajewa i Calgary, nazwała rozstrzygnięcie wprost... skandalem i oszustem. Czytaj także: Koronawirus w kadrze Polaków na igrzyska! - Po ogłoszeniu wyników Jamie cały czas powtarzała "to się jeszcze zmieni, prawda?". Nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Wyniki nie mogły się już przecież zmienić - powiedział po latach Pelletier w filmie dokumentalnym pokazanym przez Netflix, w ramach serii "Sportowe skandale". - Dziennikarze uwielbiają sensacje. Wylewne żale, łzy, mówienie o skandalu - to wszystko idealnie się sprzedaje - przyznała w rozmowie z Interią, Anna Sierocka, polska sędzia, która znalazła się wtedy w centrum zamieszenia. Była bowiem jednym z dziewięciu arbitrów oceniających w Salt Lake City pary sportowe. Polityczny klucz absurdalnym argumentem - Nasze srebro ma wagę złota - mówiła na konferencji prasowej zrozpaczona Sale, a jej partner dodał: Żal być na drugim miejscu, ale nic nie odbierze nam naszego występu. Ich rozpacz była wodą na młyn dla północnoamerykańskich mediów. W NBC godzinami opowiadano o krzywdzie jaka spotkała Kanadyjczyków, o układach zżerających świat łyżwiarstwa figurowego i abonamencie Rosjan na złoto (ich pary wygrywały w tej konkurencji od 40 lat). Pokazywano mapę świata, argumentując, że ocenianie przez sędziów odbyło się według politycznego klucza, że z góry było przesądzone, kogo wyżej ocenią sędziowie z Rosji, Ukrainy, Chin oraz Polski, a do przechylenia szali będą potrzebowali już tylko jednego głosu. - Te argumenty były absurdalne, bo co mnie obchodziła Rosja? Tak naprawdę, gdybym w swoim sędziowaniu miała szukać jakiegokolwiek interesu, to musiałabym wyżej ocenić Kanadyjczyków. W Salt Lake City bowiem, jako polska federacja, staraliśmy się, aby polska para: Dorota Zagórska - Mariusz Siudek po igrzyskach mogła się szkolić w Kanadzie, a ich trenerem został jeden z członków sztabu szkoleniowego Sale i Petteriera - Richard Gauthier (starania okazały się skuteczne - przyp. red.). Z Rosjanami żadnego interesu nie mieliśmy. Ja jednak nigdy nie podchodziłam do sędziowania w ten sposób. Zawsze oceniałam, tak jak dany program widziałam, jakie wrażenie na mnie zrobił, jak wewnętrznie czułam. A najlepszy na to dowód jest taki, że nigdy nie byłam oskarżona czy wręcz podejrzewana o stronniczość - stwierdziła Sierocka. "Gadka w stylu baby z magla" W produkcji Netflixa dokładnie przeanalizowano przejazd dowolny rosyjskiej pary i w ich programie nie dopatrzono się jednego, a aż trzech błędów. Poza skokiem Sichariulidze, także zachwiania przy lądowaniu Bierieżnej przy jednym z wyrzucanych skoków i błąd chwytu przy piruecie. Program Kanadyjczyków oceniono zaś jako idealny. - Czasem można zrozumieć dlaczego ktoś lubi danego łyżwiarza czy też parę. Różnice bywają niewielkie, ale tamtego wieczoru, jeśli chodzi o te dwa występy, nie było blisko - powiedziała przed kamerami Netflixa Sally-Anne Stapleford, wówczas szefowa komitetu technicznego ISU. - To jest takie gadanie w stylu baby z magla. Co do rzekomych błędów Rosjan w kontekście wartości technicznej, nie chciałbym już wchodzić w szczegóły, bo dokładnie tego nie pamiętam. Na pewno był jeden popełniony przez partnera, to pamiętam. Mały błąd przy kombinacji lub sekwencji skoków, który nie wybił ich z rytmu. Jak zaczęli równo, to mimo jego błędu, równo też skończyli. Nie zepsuło mi to wrażenia. Przy piruetach na pewno nic nie było. Były nowe, a pozycje w nich znacznie ciekawsze, niż u Kanadyjczyków. Lądowanie Bierieżnej natomiast może było ciutkę zachwiane, ale to doszukiwanie się w nim błędu, byłoby przesadą. Generalnie jednak za wartość techniczną (podobnie jak pięciu innych sędziów - przyp. red.) wyżej oceniłam Kanadyjczyków. By zaś odebrać wrażenie artystyczne danego programu, trzeba po prostu tam, przy bandzie lodowiska, siedzieć. Stamtąd widać znacznie więcej niż w telewizji. Emocje twarzy, te wszystkie minimalne elementy, które sprawiają, że coś akurat człowieka w danym momencie ruszy. Tu i teraz. Program Rosjan odebrałam jako ciekawy, był dla mnie powiewem świeżości, czymś nowym, a kanadyjski wykonywanym już na wielu zawodach (wygrali nim rok wcześniej mistrzostwo świata oraz zawody Grand Prix - przyp. red.). Na dodatek zaprezentowali się w tych samych strojach co w poprzednim sezonie. Nawet miałam takie wrażenie, że trochę pod pachami już było nieświeżo. To oczywiście nie jest oceniane, ale rzutuje w jakimś stopniu na wrażenie artystyczne. Niczego nowego nie wnieśli. Zabrakło mi świeżości, efektu "wow". Dlatego ta ocena dla Rosjan była minimalnie, o jedną dziesiątą, wyższa - wyjaśniła Sierocka. Roztrzęsiona Francuzka. Mieli układ z Rosjanami? W Salt Lake City Polka, razem z pozostałymi sędziami, jak zwykle ze swych ocen musiała się wytłumaczyć przed sędzią głównym. Nie było to jednak rutynowe godzinne spotkanie, a trzygodzinny medialny show, z drzwiami pokoju sędziowskiego oklejonymi taśmą i czatującymi pod nimi dziesiątkami dziennikarzy. Wspomniana Sally-Anne Stapleford w nocy po zawodach przekazała bowiem dziennikarzom informację, która zelektryzowała wszystkich i sprawiła, iż następnego dnia o skandalu sędziowskim na igrzyskach olimpijskich mówił już cały świat. - Byłam w hotelu gdy francuska sędzia Marie-Reine Le Gougne podbiegła do mnie (...). Powiedziała: Sally, Sally, pomóż mi proszę. Nie rozumiesz. Musiałam to zrobić. Mieliśmy układ z Rosjanami. Wszystko się z niej wylało. Byłam zaskoczona. Pierwszy raz widziałam sędzinę tak spiętą i rozdygotaną - opowiedziała Brytyjka w dokumencie Netflixa. Media podchwyciły temat błyskawicznie. "Czy naciskano na francuską sędzinę?" "Szaleją teorie spiskowe", "Okradzeni!", "Skok na złoto". - Oglądaliśmy to co się działo w telewizji i dobiło nas to co o nas mówiono - wspomniała tamten dzień Jelena Bierieżna. - Kto niby miał zmusić francuską sędzinę? Jak? - zastanawiała się trenerka rosyjskiej pary, słynna Tamara Moskwina. Szef sędziów płakał, a Chińczyk nic nie rozumiał - Sędzią głównym konkurencji par sportowych był Amerykanin. Na spotkaniu z nami zachowywał się nieprofesjonalnie, dosłownie płakał. Jako szef miał panować nad sytuacją, a zamiast tego rozpaczał. Najbiedniejszy zaś był sędzia z Chin, taki starszy pan, który już nie żyje. Słabo rozumiał po angielsku i za bardzo nie potrafił zrozumieć co się dzieje. Gdy wreszcie mu wytłumaczyliśmy, że jest podejrzany o to, iż był w bloku tendencyjnie sędziujących arbitrów, to się tak pochorował, że chociaż był jeszcze przewidziany do sędziowania konkurencji mężczyzn, to nie był w stanie tego zrobić. Szef komisji płakał, Chińczyk nic nie rozumiał, wszyscy rozglądali się nerwowo, a najlepsze w tym wszystkim, że francuska sędzia, ani w rozmowie ze mną, ani na żadnym oficjalnym spotkaniu sędziów, nigdy wprost nie potwierdziła tych rewelacji, o których trąbiły media - powiedziała Sierocka. Inny z sędziów, Kanadyjczyk Benoit Lavoie opowiedział o zachowaniu Francuzki w filmie Netflixa. - Sędzia główny spytał ją. Dlaczego dałaś taką ocenę? Odparła: Postąpiłam źle. Po czym zapadła grobowa cisza. Ludzie płakali, nie wiedzieli co powiedzieć, czuli się zdradzeni. Wtedy Marie-Reine powiedziała: To wszystko wina Didiera. Didier Gailhauget był prezesem francuskiej federacji łyżwiarskiej, niezwykle wpływową osobą, bliskim przyjacielem szefa Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU) - Ottavio Ciquanty. Szybko zaprzeczył oskarżeniom o sędziowską ustawkę. - Dlaczego mielibyśmy na nią naciskać. Nie mieliśmy żadnych sportowców w tej konkurencji - mówił. FBI wszczęło śledztwo W tym czasie Sale i Pelletier stali się najpopularniejszymi ludźmi w USA i Kanadzie. Codziennie występowali w najbardziej znanych programach śniadaniowych i talk show. Media z całego świata zaś zaczęły przypominać wszystkie łyżwiarskie skandale z poprzednich lat, chociażby sytuację z mistrzostw świata w 1999 roku, gdy dwóch sędziów: ukraińskiego i rosyjskiego przyłapano na przekazywaniu sobie, podczas oceniania, sygnałów stopą i ustawianiu w ten sposób wyników. Skandal w Salt Lake City stał się tak głośny, że sprawą zajęło się nawet FBI. - Było jasne, że coś tu nie gra - przyznał Netflixowi, Bill McCausland, agent FBI, zajmujący się tą sprawą. W Salt Lake City przesłuchano Gailhaugeta, który ustawieniu wyników na igrzyskach zaprzeczył, ale przyznał, że dwa lata wcześniej kontaktował się z nim ktoś z rosyjskiej mafii. Dziennikarze byli dla Rosjan brutalni Rosjanie w zachodnich mediach zbierali niezasłużone cięgi. Według sondażu przeprowadzonego wśród telewidzów NBC, aż 96% uznało, że złoto należy się Kanadyjczykom, a nie im. Dziennikarze byli brutalni. Pytali Sicharulidze wprost, czy oddadzą złoto. Czemu mielibyśmy to zrobić? Jesteśmy mistrzami olimpijskimi. W przeszłości w kilku konkursach myśleliśmy, że byliśmy lepsi, a to oni kończyli zawody na pierwszym miejscu. Nigdy jednak nie robiliśmy z tego wielkiego skandalu - starał się bronić Rosjanin. - Czułam się podle. Narracja była taka, że ukradliśmy złoto - przyznała przed kamerami Netflixa Bierieżna. W Rosji wykorzystywano sprawę politycznie, stosując retorykę, że zły zachód znów zmówił się przeciwko ich krajowi. Kolejny szok! Sędzina zmieniła zdanie! Kanadyjska Federacja Olimpijska zgłosiła oficjalny wniosek o wszczęcie śledztwa odnośnie sędziowania konkurencji par sportowych na igrzyskach w Salt Lake City, ale Międzynarodowa Unia Łyżwiarska początkowo nie chciała zająć się sprawą. - Nie mam żadnych dowodów, jedynie oskarżenia, które padły. Nie jestem władny zmienić wyniku, nie mam też możliwości podjęcia natychmiastowego śledztwa - mówił na konferencji prasowej prezes ISU, Ottavio Cinquanta. Francuska sędzia zaś w specjalnym, telewizyjnym wywiadzie znów wszystkich zszokowała i... wycofała się z wcześniejszych rewelacji. - Zajrzałam w swoje sumienie gdy postanowiłam dać rosyjskiej parze pierwsze miejsce. Wtedy byłam, jak i teraz jestem w pełni przekonana, że tamtego wieczoru byli najlepsi - powiedziała La Gougne. - Jaka była prawda, pewnie nigdy się już nie dowiemy - skomentowała Sierocka. FBI podsłuchało rosyjską mafię? Pracując w cieniu medialnej "burzy", szybko o efektach swego śledztwa donieśli też agenci federalni. Ujawnili, iż podsłuchali rozmowy, z których wynikało, iż wyniki łyżwiarstwa figurowego podczas igrzysk w Salt Lake City ustawiła mafia. Oskarżyli o to ściganego przez nich od lat rosyjskiego handlarza bronią, narkotykami i ludźmi, Alimżana Tochtachunowa. Układ miał polegać na tym, że francuska sędzia miała zagłosować na złoto Rosjan w parach sportowych, a rosyjski sędzia pomóc Francuzom w zwycięstwie w konkurencji tańców na lodzie. - Do mnie nikt nigdy nie przychodził z tematem ustawiania wyników. Od zawsze wiedzieli, że za mną takich rozmów nie ma. Możemy miło pogadać, pożartować, ale... po konkurencji. A czy coś mogło być na rzeczy z tą mafią? Może coś faktycznie było nie tak z tymi tańcami na lodzie, bo podczas następnych mistrzostw świata, które odbywały się w Waszyngtonie od razu niektórych sędziów par tanecznych zatrzymali i po parę godzin spędzili w biurach imigracyjnych. Potem zaś byli wzywani przez FBI na przesłuchania. Ja nigdy na żadne przesłuchania wzywana nie byłam, ani żadnych wyjaśnień nie musiałam składać - wyznała Sierocka. Co ciekawe tezie wysnutej przez FBI zaprzeczyły wyniki w parach tanecznych, bo choć Francuzi wygrali, to rosyjski sędzia nie dał im pierwszego miejsca. Bezprecedensowa decyzja. Chińczycy oburzeni Po 5 dniach od rywalizacji w parach sportowych w sprawę włączył się w końcu MKOL, który zmobilizował Międzynarodową Unię Łyżwiarską do zdecydowanych działań. ISU na trzy lata zawiesiło zarówno francuską sędzię, jak i prezesa tamtejszej federacji. Zawnioskowało też do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, aby w konkurencji par sportowych przyznać drugi złoty medal... dla Kanadyjczyków. - I to jest dla mnie prawdziwy skandal - przyznała polska sędzia. - Nawet jeśli program dowolny obu par ocenić na remis, odrzucając noty francuskiej sędzi, to przecież był jeszcze program krótki, o którym wszyscy zapominają. Ocenia się przecież całość konkurencji, dwa dni rywalizacji, a wszystko poszło na emocjach z programu dowolnego. Tymczasem w short programie Kanadyjczycy zostali ocenieni za wysoko. Mieli przyjąć pozę na zakończenie programu i wtedy... upadli. Oczywiście były różne dyskusje, że to nie był upadek przy elemencie technicznym, ale to nie ma znaczenia. Upadli, leżeli na tym lodzie, a ludzie na trybunach się chichrali. Wprawdzie szybko wstali i przyjęli pozę na zakończenie jeszcze raz, ale pogram został w związku z tym przekroczony i powinno być za to odjęcie oceny. Sędzia główny (Amerykanin Ronald Pfenning - przyp. red.) najwyraźniej jednak był tak emocjonalnie związany z tym wykonaniem, bo nie chcę mówić, że z parą, iż nie zrobił odjęcia za przekroczenie czasu - wyjaśniła Sierocka. Ceremonię wręczenia medali zorganizowano jeszcze raz. Pojawili się na niej Rosjanie i Kanadyjczycy, ale udziału w niej odmówili brązowi medaliści, chińska para: Shen Xue - Zhao Hongo. - A dziwi się pan? Skoro ich sędzia został obrażony. Podejrzany o jakieś ustawki i bloki - skomentowała polska sędzia. Sędziowie nie wrócili, prezes tak Po skandalu w Salt Lake City mówiło się nawet o tym, iż łyżwiarstwo figurowe może zostać wykluczone z igrzysk olimpijskich. ISU zmuszona została do radykalnych działań i zmiany sposobu oceniania. - Wartość techniczna jest już obecnie bardzo mocno zoptymalizowana i daje najbardziej wymierny, bezstronny obraz. Do tego pozostaje pięć komponentów, gdzie ta ocena jest bardziej zindywidualizowana. W każdym razie jest to już chyba najlepszy system z możliwych, z odrzucaniem skrajnych not i wyliczeniem średniej z pozostałych. Przy takiej dyscyplinie jak łyżwiarstwo, które nigdy nie będzie to końca wymierną, to użycie matematyki w maksymalnym stopniu - oceniła Sierocka, która jako jedna z pierwszych arbitrów na świecie zdała egzamin na kontrolera technicznego w nowym systemie i sędziowała pary sportowe we wszystkich kolejnych igrzyskach olimpijskich aż do Pjongczang. Co ciekawe ani główny sędzia z Salt Lake City, ani Przewodnicząca Komisji Technicznej Sally-Anne Stapleford nie przeszli na nowy system sędziowania. Po zawieszeniu nigdy do grona sędziów nie wróciła też Marie-Reine Le Gougne. Ani ona, ani Didier Gailhauget nie usłyszeli nigdy kryminalnych zarzutów. Ba, francuski działacz po trzyletnim zawieszeniu szybko wrócił na stołek szefa francuskiej federacji łyżwiarskiej.