W 2010 r. saneczkarstwo miało być wyjątkowo atrakcyjną dyscypliną. Po wypadku nie brakowało jednak głosów, że ta atrakcyjność została okupiona krwią. Gdy jednak żal minął, znacznie częściej zaczęto mówić o błędzie sportowca niż konstrukcji toru. Jest 12 lutego 2010 r., dzień otwarcia XXI Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Vancouver. Cały komitet organizacyjny przygotowuje się w napięciu do uroczystej ceremonii, a na torze w Whistler odbywają się ostatnie treningowe zjazdy saneczkarzy. Kumaritaszwiliemu tor ewidentnie nie leżał. Miał o tym mówić swojemu ojcu - Dato, który również był saneczkarzem. Mimo to niespełna 22-letni Gruzin nie zamierzał się wycofać, choć podobno takie myśli chodziły mu po głowie. Na początku treningowego zjazdu jechał dość zachowawczo, a przyspieszył w dolnej części. Przed czternastym zakrętem pędził 144,3 km/h i to właśnie na tym wirażu wypadł z toru i uderzył w stalową podporę zadaszenia. Na miejscu od razu zaczęto reanimację, a następnie helikopterem przetransportowano go do szpitala, gdzie zmarł. Choć niektórzy nie wierzą w tę wersję. Uważają, że zgon był natychmiastowy, na miejscu. Gruzja okryła się żałobą po śmierci Nodara Kumaritaszwiliego Po tym wypadku Gruzini rozważali wycofanie się z igrzysk, ale w końcu zostali do końca. Ich flagę opuszczono do połowy i została przepasana kirem. Podobno zastanawiano się nad zrezygnowaniem z hucznej uroczystości otwarcia imprezy, ale w końcu zdecydowano się tylko na minutę ciszy. Gruzja okryła się żałobą. Kumaritaszwiliego żegnały tysiące rodaków, w tym prezydent kraju - Michaił Saakaszwili. Jego trumnę niesiono ulicami, a podczas pochodu była otwarta, jakby oddawano hołd bohaterowi narodowemu. O jego śmierć przez pewien czas obwiniano organizatorów. Zarzucano im, że tor był zbyt szybki (mówiło się, że nawet o 15 km/h za szybki), że zakręty zostały źle wyprofilowane, że słup nie był odpowiednio zabezpieczony. Kumaritaszwili jednak też nie pojechał idealnie, a przed tragicznym zakrętem nie ustrzegł się błędu. W Vancouver wszystkie zawody saneczkarskie odbyły się zgodnie z planem, ale skrócono trasę przejazdu oraz wprowadzono dodatkowe zabezpieczenia. Po wypadku Kumaritaszwiliego zaczęto także bardziej dbać o zdrowie i życie saneczkarzy. Porzucono ambicje bicia rekordów prędkości, a tory zaczęto konstruować w ten sposób, by w niebezpiecznych miejscach miały momenty spowalniające zawodników. "Idziemy śladami Nodara" Nodar Kumaritaszwili to ostatni sportowiec, który zginął podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich. W Pekinie wystąpił jego kuzyn - Saba Kumaritaszwili. Zajął 31. miejsce. - Każde pokolenie w naszej rodzinie miało przynajmniej jednego saneczkarza. Teraz mój ojciec i ja kontynuujemy tę tradycję i idziemy śladami Nodara. Myślenie o nim jest bolesne, ale także dodaje mi siły - powiedział Saba Kumaritaszwili w rozmowie z Associated Press. Piotr Jawor