Była panczenistka obawiała się natomiast, że Bródka może odczuć zbyt dużą presję związaną z nadziejami na dobry wynik. - Jak się za dużo mówi, to para idzie z reguły w gwizdek. Po zawodach na 1000 metrów trochę cieszyłam się, że nie poszło zgodnie z oczekiwaniami. Bródka zostawił pecha na tym dystansie. Pojawiła sportowa chęć rewanżu w tym najcięższym dla łyżwiarzy wyścigu. W sobotę pojechał na starych płozach i wyszło mu to na dobre. Kiedy nachodziły mnie medalowe myśli, przypomniały mi się moje starty. Też się denerwowałam, że jestem przygotowana, a wielu kibiców czeka na dobry występ - powiedziała PAP uczestniczka igrzysk w Innsbrucku 1976, Lake Placid 1980, Sarajewie 1984 i Calgary 1988. Ryś-Ferens wysoko oceniła sukces Bródki. - Na jego rewelacyjny wynik złożyło się kilka okoliczności. Miał dobre losowanie, dobry tor, dobrego przeciwnika i znakomitą dyspozycję. To wszystko przyniosło złoty medal. Bródka jest kosmicznym łyżwiarzem. Wygrał głową i spokojem. Kiedy jechał, nasuwało mi się porównanie do Adama Małysza, który zawsze był na skoczni niesamowicie skoncentrowany. - Teraz na fali sukcesu trzeba wzmóc działania zmierzające do zbudowania w Polsce krytego toru lodowego z prawdziwego zdarzenia. Bez tego obiektu nic nie zrobimy. Mamy cudowną młodzież, mamy cudownych trenerów, nie mamy tylko toru. Łyżwiarze chcą żyć normalnie, a nie włóczyć się po zagranicznych torach w poszukiwaniu możliwości treningowych. Zakończyłam karierę po Calgary i tak jak ja korzystałam z możliwości treningu za granicą, tak i teraz kadra szuka lodu poza Polską - podkreśliła Ryś-Ferens.