- Przywodziciel jest trochę naciągnięty i opuchnięty, ale najważniejsze, że usg na szczęście nie wykazało zerwania ani naderwania mięśnia. Chodzenie nie sprawia mi zbyt dużej przyjemności, ale fizjoterapeuci są dobrej myśli i z każdym dniem powinno być coraz lepiej - powiedział Niedźwiedzki. - Już dziś miałem kilka zabiegów, postaram się też pojeździć na rowerze stacjonarnym. Trzeba będzie na bieżąco obserwować, jakie są postępy w rehabilitacji - dodał. Panczenista nabawił się urazu zaraz po starcie w sobotnim biegu; Niedźwiedzki startował zaraz po Zbigniewie Bródce, który uzyskał czas 1.45,00 i został złotym medalistą igrzysk. O zaledwie trzy tysięczne sekundy (niewiele ponad 4 centymetry) pokonał Holendra Koena Verweeji. - Zaraz na początku rywalizacji, już przy drugim lub trzecim kroku, ostro zabolał mnie przywodziciel. Ledwo stoję na lewej nodze - opowiadał Niedźwiedzki po biegu, w którym zajął 20. miejsce - 1.47,77. Z Polaków lepszy od niego był też Jan Szymański - 15. lokata z wynikiem 1.46,86. - Niestety, po 20 metrach cały plan mojego biegu runął, wszystko odpłynęło. W tym sezonie ani razu nie przejechałem dystansu w 1.47, tylko lepiej. Nawet dwa razy wygrałem ze Zbyszkiem. Wczorajszy czas nie odzwierciedla ani mojej dyspozycji, ani możliwości na ten moment - stwierdził syn Krzysztofa Niedźwiedzkiego, trenera kobiecej kadry Polski. Niedźwiedzki na co dzień trenuje w zawodowej grupie w Holandii. Rok temu z Bródką i Szymańskim zdobył brązowy medal w rywalizacji zespołowej w mistrzostwach świata w Soczi. W rosyjskim kurorcie pozostał mu jeszcze ten najważniejszy start. Odbędzie się on 21 lutego, a finały następnego dnia. A już w niedzielne popołudnie 16 lutego kolejne polskie emocji w hali łyżwiarskiej. Tym razem na 1500 m rywalizować będą kobiety, a w szerokim gronie faworytek wymieniana jest m.in. Katarzyna Bachleda-Curuś. Początek o godz. 15 czasu warszawskiego. Z Soczi - Radosław Gielo