Polak, choć nigdy nawet nie jechał w półfinale PŚ w indywidualnych zmaganiach, tym razem zajął trzecie miejsce w wyścigu na 500 m, w którym nie był nawet bez szans na wygraną. W tej samej imprezie Łukasz Kuczyński zajął też - razem z koleżankami i kolegą - trzecie miejsce w rywalizacji sztafet mieszanych. I to właśnie on był motorem napędowym naszej ekipy w tej konkurencji. W styczniu Kuczyński razem z kolegami zdobył brązowy medal mistrzostw Europy w sztafecie. W składzie tej drużyny był Michał Niewiński, który chwilę później został mistrzem świata juniorów. Trzeba przyznać, że polski short track jest na mocnej fali wznoszącej. Przełomowy moment dla polskiego short tracku - To, co się dzieje teraz w polskim short tracku śmiało mogę nazwać momentem przełomowym. W tym sezonie osiągamy niesamowite wyniki. Widać gołym okiem, jak rośniemy w siłę z zawodów na zawody. Co za tym idzie, rośnie też nasz apetyt na sukcesy - powiedział Kuczyński w rozmowie z Interia Sport. Kuczyński od lat próbował przebić się w światowej hierarchii. Przełomowy okazał się dla niego dopiero ten sezon. Do tej pory nigdy nawet nie jeździł w ćwierćfinale PŚ, a teraz czyni to regularnie. Mało tego, stanął na podium! On był w tej drużynie, która teraz tak świetnie pokazuje się na całym świecie, właściwie od początku. - Razem zaczęliśmy trenować pięć lat temu. W tym czasie wykruszyło się wielu zawodników. Ja jestem jednym z tych, którzy buli w tej ekipie od początku. Pierwsze cztery lata, to moim zdaniem, był proces ukorzeniania się. Tworzyliśmy stabilne podłoże po to, by teraz wystrzelić w górę. I to się dzieje! Jesteśmy już na światowym poziomie! - cieszył się łyżwiarz rodem z Sokółki, który w ubiegłym roku wystąpił w zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Kuczyński nie ukrywa, że długo marzył o tym, by trafić do światowej czołówki. Temu zresztą poświęcił całe swoje życie. Przyznawał też jednak, że pojawiały się momenty zwątpienia. - Na początku było niedowierzanie po takim wyniku, ale od pewnego czasu czułem, że zbliża się coś dobrego. Czułem nawet, że mogę wygrać ten finał, ale popełniłem drobny błąd i nie zamknąłem wirażu. Jestem jednak szczęśliwy - przyznał 23-latek. Mistrzostwa świata w paszczy lwa, ale Polacy nie boją się nikogo Kuczyński nie ukrywał, że wielkim przeżyciem dla niego był też medal ME w sztafecie. Teraz przed nim i całą kadrą przygotowania do mistrzostw świata, jakie w drugim tygodniu marca odbędą się w królestwie short tracku - Korei Południowej. - Na pewno będzie ciekawie, bo zawody z Korei Południowej zawsze są ekscytujące. Tamtejsi kibice kochają short track. Zresztą u nich to sport narodowy. Na pewno ostatnie wyniki dały całej naszej reprezentacji mnóstwo wiatru w żagle. Mamy świadomość, że jesteśmy mocni. Widać też, że inne nacje nas się boją. Potrafimy wygrywać bowiem nawet z Koreańczykami - powiedział Kuczyński. Poza lodowiskiem nie liczyło się nic, wielkie wsparcie rodziców 23-latek, zanim trafił do short tracku, to przez pięć lat uprawiał pływanie. Trzy lata ćwiczył też karate. - Od drugiej klasy Szkoły Podstawowej nr 1 w Sokółce, kiedy pan Stanisław Polewka wylewał u nas lodowisko, to nie liczyło się już dla mnie nic. Najważniejsze było tylko, by po lekcjach jak najdłużej przebywać na nim. Koledzy tylko się na nim zmieniali, a ja do samego wieczora śmigałem na nim. Na szczęście rodzice wspierali mnie w moich decyzjach - opowiadał Kuczyński. To właśnie oni zachęcili go do uprawiania short tracku w Białymstoku. Postawili na szkołę odpowiednią w tym kierunku i wspierali w rozwijaniu talentu. - To, kim jestem dziś, zawdzięczam właśnie rodzicom - podkreślił. Kuczyński na co dzień jest studentem wychowania fizycznego na uczelni w Białymstoku. W wolnych chwilach lubi coś upichcić. Najchętniej pizzę, bo jest jej wielkim fanem.