Prezesi związków - łyżwiarstwa szybkiego Kazimierz Kowalczyk i narciarskiego Apoloniusz Tajner zgodnie stwierdzili, że ich starania o poprawę bazy szkoleniowej są prowadzone z myślą o dzieciach i młodzieży. "My z czołówką sobie poradzimy, zapewnimy jej takie warunki, jakie mają najlepsi na świecie. Ale tu chodzi o nastolatków, którzy siłą rzeczy muszą trenować w kraju. Nie będziemy ich przecież wozić do Holandii czy Berlina. Dlatego trzeba jak najszybciej doprowadzić do zadaszenia chociażby jednego toru" - powiedział Kowalczyk, dodając: "Po igrzyskach zyskaliśmy nowych sympatyków, którzy chcą nam pomagać, wspierać". Minister sportu Andrzej Biernat poinformował, że "zostało już zapalone zielone światło" nad torem w Zakopanem. "Powołano już zespół, który zajmie się stroną formalną. Niestety, procedury przygotowawcze w zakresie projektu i wykonawstwa mają to do siebie, że są długotrwałe. Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat uda się ten obiekt zadaszyć". Jak zaakcentował, wybór Zakopanego absolutnie nie wyklucza innych miast. Szef resortu wyjaśnił, że jedynie zimowa stolica jest gotowa partycypować w kosztach inwestycji, a poza tym obiekt jest w gestii ministerstwa. Nie ma jednak "czerwonego światła" dla Sanoka, Tomaszowa Mazowieckiego czy Warszawy. Apoloniusz Tajner także podkreślił, że kompleks skoczni pod Tatrami jest "palącym problemem". I to nie z uwagi na mistrza olimpijskiego Kamila Stocha oraz jego kolegów. "To inwestycja konieczna z myślą o następcach, o dzieciach, młodzieży. Można ją zrealizować systemem gospodarczym". Prezes Polskiego Związku Narciarskiego zaznaczył, że rosnąca popularność skoków na wszystkich poziomach (zawodnicy, kibice, media, sponsorzy), to "efekt sukcesów Adama Małysza". "Po nim pałeczkę przejął Kamil, ale żeby miał on komu ją przekazać, to dziś musimy wykorzystać zainteresowanie tą konkurencją. Proces szkolenia trwa parę lat, a nawet i dłużej". Tajner poinformował posłów, że związek nie bazuje tylko na "kasie państwa". "Z ostatnich wyliczeń wynika, że 55 procent środków jest z budżetu, a pozostałe to sponsorskie oraz z innych źródeł". Prezes przyznał, że dzięki temu zachowana jest na przełomie roku płynność finansowa, co przekłada się na pokrywanie wydatków związanych z przygotowaniami do sezonu oraz startami w zawodach. Poseł Tadeusz Tomaszewski przypomniał, że o tym problemie mówi się już kilka lat i - zapytał ministra sportu - kiedy zostanie rozwiązany. Niektóre, "biedniejsze" związki, muszą brać kredyty czy też pożyczać pieniądze, aby móc chociaż częściowo prowadzić szkolenie i brać udział w imprezach. "Umowy wieloletnie powinny stać się normalnością" - podkreślił. Wiceminister sportu Tomasz Półgrabski odpowiedział, że problem będzie niebawem rozwiązany. Jest już w tej sprawie odpowiednia decyzja (związana z Ministerstwem Finansów) i są w opracowaniu umowy trzyletnie. Temat pieniędzy był przywoływany podczas obrad komisji kilkakrotnie. Andrzej Biernat zapewnił, że działalność Klubu Polska będzie kontynuowana, bowiem - jak wskazują chociażby statystyki - jest ona korzystnym wsparciem zawodników rokujących nadzieje na dobre wyniki. Minister poinformował również, że zrealizowane zostały zobowiązania wobec medalistów olimpijskich Soczi 2014. Zwrócił przy tym uwagę, że mówi się przeważnie o nagrodach (32 tys. zł za złoto), a przecież są jeszcze całoroczne stypendia, z możliwością przedłużania do następnych igrzysk. I nie są to - jak zaznaczył - małe środki. Medaliści otrzymują każdego miesiąca - odpowiednio - 9200, 8500 i 7200 zł. Odnosząc się do nagród, poseł Marek Matuszewski zwrócił uwagę, że nie podziękowano wszystkim osobom, które przyczyniły się do sukcesu w Soczi. Chodziło zwłaszcza o Mieczysława Szymajdę, pierwszego trenera mistrza olimpijskiego w łyżwiarstwie szybkim na 1500 m Zbigniewa Bródki. Prezes Kowalczyk powiedział, że "pan Szymajda to wyjątkowa postać" i zapewnił, że za swój wkład w upowszechnianie tej dyscypliny będzie "odpowiednio uhonorowany". Poseł Jan Tomaszewski wyjawił, że nie jest mu bliska idea ojca nowożytnego ruchu olimpijskiego Pierre'a de Coubertina. Francuski baron, historyk i pedagog uważał, że najważniejszy jest udział w igrzyskach, a nie wynik. Natomiast legendarny bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski opowiedział się za takimi kryteriami kwalifikacyjnymi, które "ustrzegłyby kraj zamieszkiwany przez 40 milionów obywateli przed kompromitacją, a takową są dalekie miejsca, pięćdziesiąte czy sześćdziesiąte". Przewodniczący sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Ireneusz Raś zwrócił uwagę, że nadal nie jest rozwiązany "problem snowboardu". Ta dyscyplina powinna być w strukturach Polskiego Związku Narciarskiego, tak, jak jest to w międzynarodowej federacji FIS. Od 16 października 2012 roku Polski Związek Snowboardu działa niezgodnie z ustawą o sporcie - istnienie bowiem narodowego związku uzależnione jest od jego członkostwa w międzynarodowej federacji będącej członkiem MKOl. "Nie mamy nad czym dyskutować. Snowboard musi być w PZN" - stwierdził Raś. Z kolei Tajner oświadczył, że związek któremu przewodzi jest gotowy do prowadzenia działalności i na tym polu. "My nie chcemy przejąć związku snowboardu, on może sobie dalej działać. Natomiast chcemy dostosować tą dyscyplinę do ustawy i do tego, jak jest to na szczeblu międzynarodowym" - wyjaśnił. W Soczi polscy olimpijczycy wywalczyli sześć medali, w tym cztery złote: Kamil Stoch wygrał indywidualne konkursy na dużej i normalnej skoczni, Justyna Kowalczyk bieg na 10 km techniką klasyczną, a Zbigniew Bródka wyścig panczenistów na 1500 m; srebrny zdobyła drużyna łyżwiarek szybkich: Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska, Natalia Czerwonka, Katarzyna Woźniak, a brązowy - zespół panczenistów: Bródka, Konrad Niedźwiedzki i Jan Szymański.