- Zarzut dotyczy komercyjnego wykorzystania zakazanej substancji dopingującej i jest skierowany przeciwko lekarzowi i niewielkiej grupie osób, które rzekomo pomagały mu przez długi czas - powiedziała prokurator Anne Leiding. Prokurator dodała, że "grupa przestępcza w Erfurcie jest podejrzewana o to, że przez wiele lat skutecznie przeprowadzała doping krwi u czołowych sportowców, by poprawić ich wyniki w zawodach krajowych oraz międzynarodowych. Dzięki temu czerpała nielegalne, bardzo wysokie zyski". Czterech innych podejrzanych jest oskarżonych o pomoc w pobieraniu i dostarczaniu krwi. Lekarzowi może grozić nawet kara do 10 lat pozbawienia wolności. Proces - jak się spodziewa prokuratura - może potrwać do połowy grudnia. Afera wybuchła 27 lutego 2019 roku gdy w wyniku antydopingowej akcji służb w Seefeld i okolicach, gdzie trwały mistrzostwa świata w konkurencjach klasycznych, policja zatrzymała dziewięć osób - siedmiu sportowców z Austrii, Estonii i Kazachstanu oraz dwie osoby w Niemczech, w tym Marka S. Policja przekazała, że ta akcja była elementem trwającego od kilku miesięcy międzynarodowego śledztwa ws. oszustwa sportowego, polegającego m.in. na komercyjnym wykorzystaniu nielegalnych substancji. Mózgiem międzynarodowej siatki dopingowej miał być właśnie Mark S. Dwa dni później Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) ukarała tymczasową dyskwalifikacją Estończyków Karela Tammjaerva oraz Andreasa Veerpalu, a także Kazacha Aleksieja Połtoranina z dniem 1 marca. Z kolei Austriacka Agencja Antydopingowa nałożyła dyskwalifikację na Maxa Hauke i Dominika Baldaufa. Wszyscy byli w grupie zatrzymanych podczas policyjnej akcji 27 lutego. 4 marca do kontaktów z Markiem S. przyznał się zwycięzca jednego z etapów Tour de Pologne w 2018 roku, austriacki kolarz Georg Preidler. 28-latek ujawnił na łamach "Kronen Zeitung", że złożył zeznania w prokuraturze, a jego próbki krwi zostały zabezpieczone. "Popełniłem głupotę, to był największy błąd w życiu. Funkcjonowanie ze świadomością popełnionego oszustwa jest piekłem. Zdaję sobie sprawę, że sama chęć udziału w procederze dopingowym jest przestępstwem. Ostatnie dni były dla mnie koszmarem" - stwierdził skruszony kolarz. Przyznał, że przekazał swoją krew lekarzowi, ale kategorycznie zaprzeczył, że doszło do autotransfuzji. wha/ sab/