Wydawało się, że Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS), w tym sezonie się złamie i włączy do rywalizacji Rosjan oraz Białorusinów. Świadczyć może o tym ta wypowiedź sekretarza generalnego FIS Michaela Voina: - Być może wydarzy się to w grudniu, wtedy oba państwa, oczywiście bez flagi narodowej oraz hymnu, mogłyby wystąpić w mistrzostwach świata - powiedział Voin, we wrześniu, na "Forum Nordicum". Ostatecznie FIS przychylił się do protestów sportowców z innych krajów i 22 października podjął decyzję o podtrzymaniu zawieszenia Rosjan i Białorusinów w tym sezonie. Nad Uralem wrze. Podnoszą się głosy, że gdyby nie lobby innych krajów, Rosjanie mogliby rywalizować. - Myślę, że urzędnicy FIS chcieli zatrzymać rosyjskich sportowców, ale lobby Skandynawów i Europy zwyciężyło - stwierdził przewodniczący Komisji Kultury Fizycznej i Sportu Dumy Państwowej Rosji, Dmitrij Świszczew. Wtórują mu byli rosyjscy sportowcy. Były dwukrotny mistrz olimpijski w biathlonowej sztafecie Dmitrij Wasiljew porównał obecną sytuację do operacji NATO "Allied Force" z 1999 roku, która polegała na zrzuceniu bomb w Jugosławii. Akcja miała doprowadzić do zakończenia czystek etnicznych na terenie Kosowa. - Thomas Bach wypowiedział tak przebiegłe sformułowanie, że to dla bezpieczeństwa samych sportowców. A kiedy Jugosławia została zbombardowana, jakoś nie martwili się zbytnio, że cierpi na tym bezpieczeństwo sportowców z tych krajów, które organizowały działania wojenne - powiedział biathlonista. Były biegacz narciarski Maksym Wylegżanin też krytykuje tę decyzję. Twierdzi, że narciarstwo biegowe dużo straci bez Rosjan, bo należeli oni do czołówki. - Bez Rosjan narciarstwo biegowe straci popularność i piękno. Uważam tę decyzję za niesprawiedliwą - stwierdził.