Sprawa Walijewej ciągnęła się od igrzysk olimpijskich w Pekinie i w końcu zapadł surowy wyrok. Po tym zareagowała też Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU) i anulowała wyniki Rosjanki. To sprawiło, że z pierwszego miejsca drużyna spadła na trzecie. Rosjanie za głównego winowajcę uznają WADA i jej prezydenta Witolda Bańkę.Oskarżają go o sprzyjanie Amerykanom i współudział w niszczeniu rosyjskiego sportu. Andrzej Klemba, Interia: W sprawie Kamili Walijewej wreszcie zapadł wyrok i to najbardziej surowy - cztery lata dyskwalifikacji. Jako WADA jesteście zadowoleni? Witold Bańka, prezydent WADA: Zdecydowanie tak. To duże zwycięstwo naszych prawników. Domagaliśmy się najbardziej surowej kary i anulowania rezultatów zawodniczki. Dowody mieliśmy na to bardzo mocne i skrupulatnie przedstawione. Decyzja CAS cieszy, bo sprawiedliwości stało się zadość. Długo jednak trwało, zanim wyrok zapadł. - Wyrażaliśmy rozczarowanie, że sprawa trwa tak długo. Z drugiej strony występowaliśmy niejako w roli prokuratora, a CAS był sędzią, więc nie wypadało nam naciskać czy też oceniać pracy trybunału. To czytelny sygnał, że doping wśród małoletnich nie będzie przez nas tolerowany w żaden sposób i bezwzględnie karany. To przestępstwo przeciwko sportowi i niszczenie wartości. Ten wyrok to wzmocnienie systemu antydopingowego. WADA chciałaby, by za podanie dopingu niepełnoletnim groziło więzienie? - Doping sam w sobie jest zły, a trudno znaleźć parlamentarne słowa, gdy dotyka nieletnich i na to, jak powinno się traktować tych, którzy to robią. W Polsce prawo przewiduje dla takich osób do trzech lat ograniczenia wolności. Zachęcamy jednak rządy, by była to kara bezwzględnego więzienia. Międzynarodowa Unia Łyżwiarska anulowała wyniki Walijewej, przez co Rosja straciła złoty medal igrzysk olimpijskich w Pekinie, ale utrzymała brązowy. To dobry krok? - Nie wypada mi oceniać działań niezależnej federacji. Bez punktów tej zawodniczki drużyna wciąż miała miejsce medalowe i to decyzja ISU. My jako WADA wykonaliśmy całą prace, którą powinniśmy. To, czego oczekiwaliśmy, zostało osiągnięte. Rosjanie zapowiadają odwołanie od tego wyroku. Jest jeszcze jakaś ścieżka? - Co do merytorycznych kwestii Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie, czyli CAS, jest ostatnią instancją. W Szwajcarii działa jeszcze Trybunał Federalny, do którego teoretycznie można się odwołać. Tyle że on nie odnosi się do merytoryki wyroku, ale ewentualnie analizuje kwestie uchybień formalnych. Dlatego szanse na to są bliskie zeru. Rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego oskarża pana o sprzyjanie Amerykanom, którzy próbują zakłócać i dezorganizować imprezy sportowe rozgrywane w Rosji. Ma pan późnej liczyć na "ciepłą posadkę". - Tak, widziałem to oświadczenie. Trudno komentować mi coś co jest śmieszne i mało poważne. Doping nie ma barw narodowych. Traktujemy wszystkich bardzo równo. I dla wszystkich reguły są takie same. Obejmujemy nadzorem dwieście państw i mamy około siedmiuset sygnatariuszy kodeksu antydopingowego. Rosja ostrzega, że w przypadku odebrania złota zerwie kontakty z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim i WADA. Można to sobie wyobrazić? - To tylko hipoteza. Traktuję takie wypowiedzi jako emocjonalne. Zdaniem Rosjan Światowa Agencja Antydopingowa jest głównym narzędziem do walki z tamtejszym sportem. - To tylko kolejna opinia i obelga, która nie ma pokrycia w faktach. My zajmujemy się wyłącznie regulowaniem systemu antydopingowego. Rosja ponosi konsekwencje za łamanie przepisów. Tam było systemowe wspieranie dopingu przy udziale rządu. To było kanwą nałożenia sankcji i za każdym razem bazowaliśmy na faktach. Kary nakładane przez WADA były efektem manipulacji danymi czy też usuwania ich z laboratoriów. CAS to potwierdził i sankcje nie brały się znikąd. Będzie pan starał się o kolejną kadencję prezydenta WADA? - Formalnej decyzji jeszcze nie podjąłem. Kolejna kadencja rozpocznie się 1 stycznia 2025 roku i potrwa cztery lata. Jest jeszcze czas, by się zdecydować. Rozmawiał Andrzej Klemba