Z mistrzostw świata w snowboardzie w Park City, Aleksandra Król wróciła z 8. lokatą w slalomie równoległym i 14. miejscem w slalomie gigancie równoległym. Reprezentantka Polski w tym sezonie osiąga bardzo dobre rezultaty w Pucharze Świata, dlatego do Ameryki poleciała z nastawieniem włączenia się do walki o medal. - Apetyt był dużo większy, bo jednak pojechałam tam po medal. W kwalifikacjach pokazałam, że miałam trzeci czas dnia, więc medal był w zasięgu ręki. Niestety, głupi błąd w przejeździe o wejście do strefy medalowej zadecydował o tym, że zakończyłam zawody na ósmym miejscu. Szkoda, bo tak dużo trenowałam i wiem, że jestem mocna, co pokazują wyniki z tego sezonu. Trzymam się w ósemce Pucharu Świata, byłam też na drugim miejscu w zawodach Pucharu Świata w Bad Gastein. Jestem trochę zawiedziona, ale taki jest ten sport, że jednemu daje, a drugiemu zabiera. Pogodziłam się z tym i teraz skupiam się na kolejnych startach w Pucharze Świata. Walczę o "Kryształową Kulę", bo jestem na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej, więc jest na to szansa - mówi Aleksandra Król. Król w klasyfikacji generalnej traci do prowadzącej Austriaczki Sabine Schoeffmann 530 pkt, a do końca sezonu pozostało jeszcze sześć startów. Ostatni z nich 23 marca w niemieckim Wittenbergu. Pierwsze chwile snowboardzistki w Park City nie należały do łatwych. Problemy żołądkowe tuż przed imprezą rangi mistrzowskiej zmusiły ją do małej zmiany planów. - Niestety, w drodze do Stanów złapałam zatrucie pokarmowe. Strasznie mnie to wymęczyło, nie jadłam przez dwa dni, przez dwa dni nie brałam też udziału w treningach, aby się zregenerować. Wydaje mi się, że regeneracja przebiegła pomyślnie, bo jeździło mi się naprawdę dobrze na tych zawodach. Braku miejsca na podium nie będę rozpamiętywać. Ósme miejsce nie jest złe, a mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Ten nieudany start na mistrzostwach motywuje mnie jeszcze bardziej, żeby pokazać, że jednak stać mnie na miejsca na podium. "Kryształowa Kula" jest na teraz moim celem numer jeden - tłumaczy zawodniczka specjalizująca się w slalomie gigancie równoległym oraz slalomie równoległym. Król nie narzeka na problemy z motywacją. Między pierwszym a drugim startem Pucharu Świata, który zakończył się dla niej miejscem na podium, minęło prawie sześć lat. Jak sama twierdzi, w tej dyscyplinie liczy się też doświadczenie. - Mam już trochę zawodów na koncie, zdobyłam doświadczenie i teraz jest już dużo łatwiej. Na starcie się nie stresuję. Chodzi przede wszystkim o to, aby nie popełniać błędów w trakcie przejazdu. Doświadczenie ma ogromne znaczenie. W finale zawodów Pucharu Świata w Bad Gastein przegrałam przecież z zawodniczką mającą 45 lat, więc to tylko utwierdza w przekonaniu, że doświadczenie się przydaje. Głowa jest zawsze spokojna, trzeba tylko zjechać - mówi reprezentantka zakopiańskiego klubu KSF2 Dawidek Team. Ósme miejsce Polki na tegorocznych mistrzostwach świata jest wyrównaniem jej najlepszego wyniku na imprezie rangi mistrzowskiej. W marcu 2017 roku, w hiszpańskiej Sierra Nevada, snowboardzistka również ukończyła rywalizację na ósmej pozycji. - Uwielbiam snowboard, uwielbiam go uprawiać. To jest mój sposób na życie, taki styl, który daje mi energię i bardzo mnie cieszy. Długo czekałam ma podium. W ubiegłym sezonie miałam pecha, bo ciągle zajmowałam czwarte miejsca. Jak już przyszło podium, poczułam satysfakcję. Jest! W końcu! - przyznaje Aleksandra Król. Zawodniczka, oprócz coraz lepszych wyników w Pucharze Świata ma w zanadrzu jeszcze jeden cel do spełnienia. Chciałaby, aby jej dobre rezultaty przyczyniły się do większej reklamy snowboardu w Polsce. - Snowboard w Polsce jest bardzo popularny. Amatorsko jeździ przecież bardzo dużo ludzi. Wybierają oni jednak deski free-stylowe, miękkie, ponieważ są bardziej dostępne. Nasz sport jest jednak specyficzny, deska jest robiona na zamówienie, a co za tym idzie jest bardzo droga. Trzeba taką deskę zamawiać, a nie wszyscy mają na to środki. Cieszę się, że pojawiły się transmisje na żywo z naszych przejazdów. Mam nadzieję, że jeśli będę osiągać lepsze wyniki i pojawiać się na podium, o snowboardzie zrobi się jeszcze głośniej. Póki co jest bardzo mało młodych zawodników, ciężko jest trenować w Polsce, bo jednak nie jesteśmy krajem alpejskim i trzeba wyjeżdżać na lodowce. Chciałabym chociaż trochę spopularyzować ten sport, bo jest z pewnością widowiskowy - opowiada Król. Polacy nad Wisłą nie trenują prawie wcale. Snowboardziści stale przebywają poza domem, poszukując dla siebie lepszych warunków treningowych. - Trenuję głównie za granicą. W Polsce odbyłam w tym roku około trzech treningów między świętami. Cały czas jestem w Austrii, we Włoszech czy w Szwajcarii. Jedynie letnie treningi wykonuję w kraju, a trenuje się cały rok. Mam jedynie dwa tygodnie roztrenowania po sezonie. Jeśli zaś chodzi o siłownię, nie robimy tak intensywnych treningów, jak w sezonie letnim, bo organizm jest zmęczony treningami na śniegu czy nawet samymi podróżami i nie może być tak wysokiego stopnia intensywności w tym względzie. Rano trening odbywa się na śniegu, popołudniem na siłowni - zakończyła najlepsza polska zawodniczka w tej dyscyplinie. Rozmawiała: Aleksandra Bazułka