Polka po dwóch przejazdach kwalifikacyjnych awansowała z dziesiątej pozycji do finału, w którym w formule wyścigu równoległego startowało 16 najlepszych zawodniczek. W 1/8 finału Król nie zdołała pokonać Holenderki Michelle Deker, przegrywając z nią o zaledwie o 0.01 s. W wielkim finale Sabine Schoeffmann z Austrii zwyciężyła Czeszkę Ester Ledecką. Trzecia była kolejna Austriaczka Julia Dujmovits. Wśród mężczyzn triumfował Niemiec Stefan Baumeister przed Włochem Aronem Marchem i Austriakiem Alexandrem Payerem z Austrii. Pozostali reprezentanci Polski odpadli w kwalifikacjach. 24. była Weronika Biela, 30. Karolina Sztokfisz, a 35. Oskar Kwiatkowski. - W sumie to jestem nie za bardzo zadowolona z sobotniego startu. Ósemka była na wyciągnięcie ręki, a w zasadzie paznokcia. Przegrałam zaledwie o 0,01 sekundy. Decydowały milimetry. Trasa była dobra, lecz bardzo wymagająca. Lał rzęsisty deszcz - było ślisko. Nawet najmniejszy błąd groził upadkiem. Jednak pojechałam na niej całkiem nieźle, zajmując piąte miejsce po pierwszym przejeździe eliminacyjnym. Drugi przejazd kwalifikacyjny był nieco słabszy, co sprawiło, iż do finałów awansowałam na 10 pozycji - powiedziała Król. Dodała, że w slalomie równoległym miała dobre wyniki. Wchodziła praktycznie za każdym razem do czołowej szesnastki Pucharu Świata w tej konkurencji, co nie jest rzeczą łatwą. - Uważam że wywalczone czwarte i 11. miejsce w zawodach Pucharu Świata oraz ósme w mistrzostwach świata - trzy dni temu - to duży sukces sportu alpejskiego w Polsce, tym bardziej że w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajęłam ostatecznie jedenaste miejsce. Stać mnie nawet na więcej w następnym sezonie. Przede mną wciąż snowboardowa przygoda, lecz także ciężka treningowa droga. Jestem dobrej myśli, małymi kroczkami do przodu. Jutro jeszcze przede mną nowa konkurencja - zawody drużynowe, w których wystąpię razem z Oskarem Kwiatkowskim. Powinno być ciekawie - dodała snowboardzistka.