W naszym kraju skeleton i bobsleje to dyscypliny niszowe, czasem wręcz egzotyczne. Polska nie ma ani toru, ani szczególnych tradycji i trudno się dziwić, że niewielu kibiców śledzi zmagania na lodowym torze. Jednak nie wszędzie tak jest, bo są kraje, takie jak Niemcy, że rywalizację najlepszych bobsleistów czy skeletonistów oglądają przed telewizorami miliony ludzi, a wokół toru tysiące kibiców wspiera swoich ulubieńców. I właśnie w takie miejsce warto się wybrać, żeby poczuć, co ma takiego w sobie zjazd po lodowym torze z prędkością przekraczającą 130 km/h, że tylu ludzi chce to oglądać, choć ślizg trwa niecałą minutę. Koronawirusowe przeszkody Puchar Świata odbywa się z reguły na ośmiu torach rozlokowanych na trzech kontynentach. Pjongczang i Yanging, z racji organizacji ostatnich i przyszłych igrzysk olimpijskich, mają w miarę nowe obiekty i stanowią pewne uatrakcyjnienie w kalendarzu. Jednak do wyobraźni zawodników i fanów najbardziej przemawiają takie tory jak zniszczony niedawno przez powódź obiekt w Königssee, który aktualnie jest remontowany, jedyny naturalny tor w całym Pucharze Świata, czyli St. Moritz czy Sigulda, gdzie zakochani w bobslejach Łotysze potrafią zrobić wspaniałą atmosferę. I Winterberg, położony w malowniczej okolicy, gdzie tysiące fanów z Niemiec i nie tylko może oglądać, jak najlepsi rozwijają prędkości dochodzące do 140 km/h. I właśnie tam w ten weekend możemy śledzić zmagania w Pucharze Świata. Niestety, po raz kolejny cały niemal świat zmaga się z kolejną falą pandemii koronawirusa i jest to widoczne także w sporcie. Bardzo przeczuleni na tym punkcie Niemcy na każdym kroku dbają o przestrzeganie surowych restrykcji. Wejście do restauracji bez paszportu covidowego jest niemożliwe, tak sam jak na obiekt, mimo tego, że znajduje się na wolnym powietrzu. Jeszcze ostrzejsze wymagania stawiane są dziennikarzom, którzy muszą jeszcze każdego dnia poddawać się testom na obecność koronwirusa i poruszać się w maseczkach wokół toru. Jak u mamy Organizatorzy starają się jednak zrekompensować wszystkie niedogodności. Fani mają przygotowane ścieżki wokół toru tak, że mogą zaglądać niemal w każdy jego fragment. Przy starcie i przy mecie znajdują się specjalne trybuny, gdzie najlepiej jest śledzić całą rywalizację. Nie brakuje też punktów gastronomicznych, gdzie można kupić tradycyjne niemieckie kiełbaski, popijane grzanym winem. A w barze przy kreislu, gdzie znajduje się też scena, nawet grzanym winem z dodatkiem rumu. Nawet mimo tego, że akurat w Niemczech bobsleje i skeleton są bardzo popularne, to pozostają dyscyplinami bardzo rodzinnymi, gdzie większość się zna, a i obcy traktowani są niezwykle gościnnie. Między innymi z tego powodu w biurze prasowym można spotkać obrazki, nieznane w większości dyscyplin, jak chociażby opiekująca się mediami pani, która między wydawaniem akredytacji czy drukowaniem list startowych robi dziennikarzom kanapki i gotuje zupę jarzynową. Wszystko prawie jak u mamy. Podobnie zresztą wygląda to zresztą u samych zawodników. Zwyciężczyni w rywalizacji skeletonistek Kimberley Bos z Holandii tuż po zakończeniu ślizgu wypatrzyła a trybunach swoich bliskich, od których... odebrała psa, towarzyszącego jej później podczas dekoracji. Z kolei jedna z ulubienic niemieckiej publiczności prawie spóźniła się na ceremonię medalową bo rzucała się śnieżkami z dwójką dzieci. Swoją droga młodzi fani w Winterbergu są identyczni, jak w każdej innej dyscyplinie. Kiedy tylko swój start zakończył mistrz olimpijski Sung-bin Yun z Korei Południowej, natychmiast musiał zmierzyć się z dużą grupą małoletnich fanów, którzy zbierali autografy i zabrali mu startowy plastron do swojej kolekcji. Sponsorem toru jest wielki niemiecki browar, stąd też czołowe trójka dostaje "sześciopak" złocistego napoju. To też obrazek rzadko spotykany w innych dyscyplinach, choć pewnie wielu chciałoby się zamienić. Nawet jeśli to piwo bezalkoholowe. Chińczycy celują w medal? Mimo wszystko nie brakuje elementów znanych z innych sportowych aren. Nikt, kto na żywo nie oglądał zmagań w bobslejach czy skeletonie, nie zdaje sobie sprawy, jak głośny potrafi być doping na starcie czy na mecie. W Niemczech zawodniczki i zawodnicy uprawiające te dyscypliny są prawdziwymi gwiazdami i choć wydają się na wyciągnięcie ręki, to jednak są traktowani jak idole. W roku olimpijskim rywalizacja w Pucharze Świata cieszy się większym zainteresowaniem niż zazwyczaj. Jedną z najliczniejszych ekip dziennikarskich stanowią Chińczycy, którzy dopiero uczą się tego sportu, choć już mają kilkoro zawodników mogących rywalizować z czołówką. I chyba wierzą w medal już w Pekinie, bowiem ich zainteresowanie głównymi rywalami jest bardzo duże. Zawody w Winterbergu rozpoczęły się również świetnie pod względem sportowym, bo zarówno Aleksander Trietiakow wśród mężczyzn jak i wspomniana wcześnie Bos bili skeletonowe rekordy toru. Wśród pań zresztą rekord padał kilka razy, a na dodatek Jelena Nikitina poprawiła również swój własny rekord startu. Właśnie dlatego organizatorzy, mimo wszystkich kłopotów związanych z pandemicznymi obostrzeniami, zacierają ręce na kolejne dni. Zmagania bobsleistów i bobsleistek zapowiadają się równie emocjonująco i powinny zgromadzić kilka tysięcy fanów. Szkoda, że to piękne święto odbywa się bez polskich zawodników. I niestety zapowiada się, że szybko ta sytuacja się nie zmieni.