Na początku 2018 roku Maliszewska została wicemistrzynią globu na 500 m, a jesienią odniosła historyczne zwycięstwa (dwa) na tym dystansie w zawodach PŚ. W niedzielę w Turynie triumfowała w pucharowej rywalizacji sprinterek. - Pojadę do Bułgarii w roli faworytki i po swoje, ale w sporcie wszystko może się wydarzyć. Medal byłby kolejnym dużym sukcesem. Ale zobaczymy co będzie za kilka tygodni, dopiero wówczas odpowiem, na ile procent zrealizowałam plan na ten sezon. Najważniejsze zawody są jeszcze przede mną. Cieszę się, że są takie oczekiwania, lecz wchodząc na lodowisko zamykam to wszystko, co się dzieje na zewnątrz. Staram się zrobić wszystko, co najlepiej potrafię, a jeśli różne małe czynniki przełożą się na kolejny bardzo dobry wynik, wówczas znów będę się cieszyć - powiedziała Maliszewska na lotnisku w Warszawie, tuż po powrocie z finałowych zawodów PŚ. Przed 23-letnią łyżwiarką Puchar Świata w sportach zimowych zdobyli m.in. skoczkowie narciarscy Adam Małysz i Kamil Stoch, biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk oraz panczenista Zbigniew Bródka, który karierę zaczynał od występów w short-tracku. - Wszystkich tych wspaniałych sportowców oglądałam i podziwiałam w telewizji, np. Adama Małysza, któremu siedząc w domu dmuchałam pod narty. Oni mają taki bagaż doświadczeń, byli lub są na takim poziomie, że zawsze będą patrzeć na nich, jako tych najlepszych. Nie dociera do mnie, że jestem w tym gronie - dodała. Maliszewska wróciła w poniedziałek do Polski po wielkim wyczynie, jakim było zachowanie pierwszego miejsca w PŚ, ale... bez małej "Kryształowej Kuli". - Międzynarodowa Unia Łyżwiarska nie przyznaje nagród w postaci Kryształowych Nagród, nie ma nagród pieniężnych, nie było nawet uroczystej kolacji po zawodach w Turynie. Trudno mi powiedzieć, czemu tak się dzieje. Może po prostu brakuje finansów. Ale sami otworzyliśmy szampana na lodowisku i zrobiliśmy takie własne show po sukcesie. Dedykuję zwycięstwo w PŚ wszystkim tym, którzy mi kibicowali, a wiem, że było mnóstwo takich osób. Nie spodziewałam się tak wielu wiadomości z gratulacjami" - przyznała. Pierwsze informacje o zwycięstwie w pucharowej "karuzeli" pojawiły się już w sobotę, po drugiej pozycji na 500 m. Radość okazała się przedwczesna. W niedzielę po raz pierwszy w sezonie Polki zabrakło w finale, jednak historyczny sukces stał się faktem. - Wszystko rozstrzygnęło się w niedzielę, ale przecież to nie oznaczało, że po sobotnich zawodach byłam na straconej pozycji. Ostatniego dnia przyjechałam na lodowisko z jedną myślą - aby walczyć. A już na koniec byłam tak zmęczona po całym weekendzie, że prosiłam trenerkę Urszulę Kamińską, aby jeszcze raz na spokojnie przeliczyć punkty... - stwierdziła. Maliszewska z błyskiem w oczach mówi o sobie: - Jestem szybka i "laski" muszą się ze mną liczyć. Ale też szybko dodaje, że rywalki też mają swoje plany i ambicje i też chcą wygrywać. - Short track jest niesamowitym sportem, rywalizacji towarzyszy niesamowita adrenalina. Podczas biegów widzę rywalki przed sobą i myślę sobie: tę chcę wyprzedzić po małym wirażu. Jeśli się nie uda, spróbuję na następnym kółku. Z dziewczynami czujemy się, widzimy każdy ruch swoich płóz. W trakcie biegu na 500 m, mimo że jest najkrótszy, w trakcie 4,5 okrążenia dzieje się bardzo dużo, jak np. w trakcie sobotniego półfinału, kiedy będąc na piątej pozycji zdołałam awansować do finału - relacjonowała. Z wielką pasją białostoczanka opowiadała o powtarzanych startach, o grze nerwów, o emocjach itd. - Czterokrotne powtarzanie startu jest trochę irytujące. Sędziowie po każdym kolejnym odgwizdaniu biegu nie podejmowali żadnej decyzji i tak nie powinno być. Ale zawody były we Włoszech, startowała ich zawodniczka, więc trochę przymykano oczy. A ja co miałam zrobić? Chciałam walczyć. I tak sobie myślę, że nawet gdybym zakończyła sezon na drugim miejscu w PŚ, to byśmy się wszyscy dziś nie cieszyli? Przecież to też byłby najlepszy wynik w historii - powiedziała. W tym sezonie łyżwiarka Juvenii, poza złotym medalem ME, wygrywała PŚ w Calgary i Salt Lake City, była druga w Turynie, trzecia w Ałmatach i Dreźnie. W drugim występie w Kanadzie zajęła czwartą pozycję. - Cieszę się, że ciężką pracą udało się wypracować wszystkie rezultaty i utrzymać formę na tym poziomie do zawodów finałowych. Teraz trzy dni wolnego i wracam do treningów. Jeszcze jeden spory sukces mogę zdobyć dla Polski. I chciałabym, aby nasz sport stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny. Zapraszam na nasze zgrupowania np. do Spały i do oglądania wyścigów, najlepiej na żywo, bo wtedy są jeszcze większe emocje - dodała. Podsumowując dotychczasowe starty, Maliszewska dziękowała i chwaliła Kamińską. - Jest niesamowitą trenerką i niesamowitym człowiekiem, wie co znaczy ogromny wysiłek". Odniosła się jeszcze raz także do występów pucharowych. "Każdy z nich na swój sposób był inny i trudny, lecz wybrnęłam - podkreśliła. W PŚ, po odliczeniu najsłabszych wyników, zdobyła 40 800 punktów i wyprzedziła Włoszkę Martinę Valcepinę 39 216 i Holenderkę Larę van Ruijven 35 216. MŚ odbędą się od 8 do 10 marca w Sofii.